poniedziałek, 9 czerwca 2008

Meksyk-Mongolia

To zaczne od Mongolii: ogloszenie dla przebywajacych we Wroclawiu. Agata (czyli siostra J. :)) i Mikolaj (jej towarzysz podrozy) poprowadza jutro pokaz slajdow z konnej wyprawy po Mongolii - "MONGOLSKIM STEPEM SZEROKIM, KONIKIEM NIEWYSOKIM, czyli 3 konie, 2 ludzi i 1 pies w krainie kumysem plynacej". Kiedy? 10 czerwca, godz. 18. Gdzie? Budynek A1 Politechniki Wroclawskiej (Wybrzeze Wyspianskiego 27), sala 329 (DKF). Wstep za usmiech i ciekawosc swiata :) Zapraszamy w imieniu Agaty i Mikolaja.

To wracamy do Meksyku. Z Tulum pojechalismy do Chichen Itza, znowu z plecakami. Zwiedzanie w takim upale jest bardzo meczace. Oprocz tego tlumy turystow i jeszcze wieksze tlumy handlarzy. Przyzwyczajeni jestesmy, ze wypelniaja szczelnie ulice czy drogi prowadzace do najwiekszych turystycznych atrkacji. W Chichen Itza sa w srodku. Mysle, ze gdyby zrobic zdjecia z powietrza, to obok budowli Majow, spod kazdej korony drzewa, ktore daje choc troche cienia, wystawalby kolorowy kontur rozlozonych na prowizorycznej ladzie, kocu czy wprost na ziemi drewnianych masek, glinianych miseczek, drewnianych instrumentow, czaszek, Chrystusow na krzyzu, tradycyjnych bialych sukienek z kwiatowymi motywami wyszytymi wzdluz dolnego obrebu i na kolnierzach, kolorowych szachow z polszlachetnych kamieni.. Byl nawet kilimek z Janem Pawlem II, ktorego do piersi tuli Matka Boska.

W tym upale i tlumie ciezko bylo mi skupic sie na chwile na tym, co powinnam ogladac, dac wyobrazni chwile, zeby zaczela pracowac, odtwarzac, a raczej dopowiadac. Ale budynki imponujace, ciagle musialam sobie przypominac, ze to nie sa starozytne budowle, lecz swiat, ktory na osi Historii, czy Czasu, nie jest wcale tak odlegly.
Religijne obyczaje calkiem mieli nieludzkie. (Zabaczcie, co ubrany odswietnie Maj dzierzy w lewej dloni.)

Wieczorem bylismy juz w Meridzie. Zrobilo sie chlodniej, ale wciaz jeszcze goraco. Liczylismy na to, ze po zachodzie slonca odczujemy ulge, ale tak nie bylo. Najtrudniej w takim upale sie zasypia. Mi zajelo to godzine, godzine krecenia sie i gapienia na dwa wiatraki zawieszone pod wysokim sufitem, godzine wsluchiwania sie w odglos elektrycznego wentylatora. Bromba wiercil sie na dolnym poslaniu pietrowego lozka, wrocilismy bowiem do swiata dormitorios turisticos.

Merida jest milym parterowo-jednopietrowym miastem, blyszczacym budynkami hiszpanskich zarzadcow i jezuickich misjonarzy. Jak w Peru, koscioly zbudowane sa z kamienia ze zburzonych
swiatyn, tym razem Majow nie Inkow. Powszechnym towarem turystycznym w Meridzie sa hamaki, w naszym hostelu wisi jednak na scianie zwiezla informacje, ze tradycyjne jukatanskie hamaki juz dawno niewiele maja wspolnego z Jukatanskim rekodzielem, zapewne wiecej z chinskim czy hinduskim. Tradycja wciaz zywa, zreszta mysl o Indiach przywolal przyjacielski kucharz z naszej sniadaniowej knajpy, ktory zartowal, ze w Europie cwiczy sie kamasutre, a w Meksyku "huamacasutre" (po hiszpansku gra slow - cama (wym. kama) oznacza lozko).
W Meksyku uwaza sie Meride za jeden z osrodkow sztuki, wiec jako swiezy wielbiciele sztuki wspolczesnej (czy raczej pola do zabawy, jakie stwarza) wybralismy sie obejrzec, co tez wspolczesnie tworza Meksykanie. Naszym ulubiencem zostal Gabriel Ramirez Aznar, ktoremu przypisalismy autorstwo dziela zatytulowanego "Powrot czerwonej masakry". Dzielo przedstawia wylaniajace sie spod plam farb roznych kolorow zarysy czterech postaci, z ktorych dwie maja na wysokosci twarzy i gornej czesci klatki piersiowej czerwone plamy. Tytul byl niemal jak recenzja, pomijajc moze kolor, wiec calkiem nas rozbawil. Ponowny oglad dziela, a szczegolnie dokladniejszy oglad hiszpanskiej tabliczki z tytulem "La vuelta de mascara roja" przekonal nas jednak, ze Aznar zamiast czerwonej masakry namalowal powrot czerwonej maski. Masakra bardziej nam pasowala. Malarz jest tez autorem serii obrazow przedstawiajacych publiczne szalety w Meridzie.

Po poludniu pojechalismy do Uxmal. Wreszcie to, co chcielismy zobaczyc. Oczy pelne ruin, glowa pelna przedstawien, a dookola zdecydowanie mniej ludzi. Podobalo nam sie bardziej niz w Chichen Itza czy Tulum. Dodatkowo zostalismy na wieczorny show swiatla i dzwieku, zeby z widowni ogladac, jak kolejne budowle czy poszczegolne rzezby wylaniaja sie z tla nocy w kolorowych swiatlach reflektorow. Do tego muzyka i glosy jak w nagranej ksiazce. Od czasu do czasu przejety, natchniony narrator, potem wypowiedzi postaci, rozne, mniej mentorskie, radosne, ciekawe, przestraszone.




A dzisiaj wycieczka do Parku Narodowego Celestun, zeby ogladac flamingi i pobyczyc sie na plazy nad Zatoka Meksykanska. Nie bede nic o tym pisac, zobaczcie sami:


Za kilka godzin jedziemy do Palenque.

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Zawsze podziwiam "zdobnictwo" różnych starych budowli, no i ich ogrom, uswiadamiajac sobie przy okazji, ze takich machin, jak my nie mieli. I swoich budowli nie pstrzyli wszystkimi kolorami teczy?! Dopiero co ogladałam zdjęcia z Egiptu - budowle takie niby proste? Ptaki śliczne - jak wszystkie. Miłego tygodnia Wszystkim - mJ

Anonimowy pisze...

Juz mi sie marzy poobiednia siesta w jukatanskim hamaku rozwiesznym miedzy dwoma sosnami w Sulistrowiczkach.U nas w S.przekwitly juz rododendrony,kwitnie jeszcze azalia i rozpoczyna wysyp kwiatow roz.Niestety zadna nie pachnie.Pewno kwiaty w Meksyku pachna bardzo intensywnie
Buziaki dla Podroznikow i Pozdrowienia dla "czytaczy" bloga-
TatoJ

Anonimowy pisze...

Flamingos i ptakows na sznurku sa sliczne ;-)
czas mija szybko ...juz niedlugo bedziecie w Polsce
sedecznosci - majka

Anonimowy pisze...

"..Tytuł był niemal jak recenzja, pomijając może kolor, więc całkiem nas rozbawił.."

....takie "perełki sztuki współczesnej" jak te na przedstawione na obrazku, u mnie w domu, jeden taki "siedmioletni artysta-plastyk", wali normalnie seriami.. Byle Go tylko "wena" naszła ....i farbki za szybko nie wyszły i kartek w bloku starczyło :))) ....zdolne dziecko! Oglądając na fotkach te "dzieła", wpadłem na genialny pomysł, jakieś biennale Mu bez wstydu w końcu zorganizuję ;)
Pozdrawiam
Naleśnik-co-to-sztuki-współczesnej-nie-"łapie"

Anonimowy pisze...

Kumys kupilam rano na monopolowym - pan oderwal sie od ukladania flaszek na polkach bo zrozumial moje pragnienie ;-)
Ide dzisiaj na spotkanie z Agata
cmok
mm

Anonimowy pisze...

No to do kumysu, podczas pokazu, będzie degustacja sera mongolskiego. Ser nazywa się arul i jest strasznie śmierdzący ser. To Ci będzie ciekawy zestaw.
Patrycja:)
PS
Przywieźcie mi jednego flaminga, please.