wtorek, 10 czerwca 2008

Chiapas

Mam problem z Meksykiem. Chodze pomiedzy ruinami, albo ulicami w San Cristobal de las Casas, i wiem, ze lezy tu tyle historii, ktore mozna opowiedziec, ze widze rzeczy, ktore choc wydaja mi sie juz bardzo znajome, bardzo normalne, to wcale takie nie sa. Ciagle je zauwazam, ale nie czuje juz tego przymusu opowiadania. Przyzwyczailam sie. Wojtek chyba zapadl w ta sama spiaczke, tylko moze bez analiz potrzeby pisania ;)
Wczoraj poznalismy Maria. Mario jest mlodym lekarzem z Ciudad de Mexico (dlaczego uzywac angielskiej nazwy) i jak sam to okresla, wstapil do wojska, bo robienie specjalizacji w Meksyku jest jak obowiazkowa sluzba wojskowa. Placa malo, a za najmniejsze przewinienie jest kara w postaci przymusowej pracy w szpitalu w dni wolne. Dodatkowo jest fala, a najgorsi sa stazysci z drugiego roku (w sumie cztery lata), mszczacy sie za niedawno doznane krzywdy, bo na pierwszym roku jest najmniej przyjemnie. Mario byl kolejna osoba, z ktora w ciagu ostatnich kilku dni rozmawialismy dlugo i zawziecie o swiecie, o miejscach, ktore kazdy z nas odwiedzil, o historii, ktora nas dotyczy (juz widze skrzywiona mine Agi :). Tym razem bylo jednak nie tylko o Polsce, sporo tez o innych narodach, i wcale nie faszerowalismy nikogo rozbiorowym romantyzmem!), o wojnach i wyborach, o ludziach. Mario byl swietnym rozmowca, zorientowanym w europejskiej historii. Opowiadal nam sporo o Meksyku, od sfalszowanych wyborow po antysemityzm (ktory, czego wcale sie nie spodziewalismy, jest ponoc dosc mocny w Meksyku) i narcocorridas. Nie pamietam tego z prasy, ale ja w ogole malo pamietam z prasy.. Wojtek mowi, ze o tym czytal. Ostatnie wybory prezydenckie ponoc zostaly sfalszowane. Przegrany kandydat zreszta do tej pory utrzymuje, ze jest jedynym prawowitym prezydentem kraju, powolal tez rzad, wraz z ktorym udal sie na wewnetrzna emigracje. Aktualny prezydent odpowiada mu ta sama bronia, to znaczy ignoruje go po prostu, tak jak tamten nie przyjmuje do wiadomosci obecnego porzadku w kraju.Wazniejsze jest jednak cos innego. Nie tak bardzo dawno temu (kwiecien, maj br.) "The Economist" wydrukowal specjalny raport dotyczacy tego, jak telefony komorkowe, ipody i mobilne komputery zmieniaja nasze spoleczenstwo, w tym mechanizmy kontroli spolecznej nad instytucjami panstwa. Nie pomyslalam wczesniej o tym, jakim skutecznym narzedziem moze byc aparat fotograficzny albo kamera w telefonie komorkowym. Otoz po wyborach ukazal sie film zatytulowany "Fraud", ktory zostal zmontowany przez profesjonalnego rezysera z nadeslanych do niego mini-filmow pochodzacych wlasnie z telefonow komorkowych czy mini aparatow z funkcja nagrywania. W jednym z nich widac bylo, ze otwor w urnie wyborczej byl dosc waski i wymagal kilkukrotnego zlozenia karty do glosowania. Tymczasem po oficjalnym otwarciu urny wiekszosc kart do glosowania nie miala zadnych sladow po zgieciach. Widac karty dostaly sie do urny jakims sekretnym wejsciem. Ludzie robili tez zdjecia list wyborczych, na ktorych widnialy nazwiska znanych im nieboszczykow. Coz ewidencja moze byc nieaktualna, trudno juz jednak brakiem aktualizacji wytlumaczyc fakt, ze nieboszczyk glosuje. Chyba ze moc urzedowych decyzji jest tak porazajaca, ze i wskrzeszac potrafi. Prezydent film ponoc tez zignorowal. Podobnie jak protesty. A spoleczenstwo? (Nie moglismy nie zapytac.) Spoleczenstwo i tak w duzej czesci na niego glosowalo. Spoleczenstwo chce swietego spokoju, bo podczas swietego spokoju mozna zarabiac. Nie powinnam tego pisac, bo nie jestem lepsza. Nie walcze o wolnosc prasy w Rosji, ani niezaleznosc wymiaru sprawiedliwosci w moim wlasnym kraju, nie walcze o Tybet, ani o Darfur. Tak mi sie zebralo. Myslicie, ze przez to, ze zyjemy, odpowiadamy za niesprawiedliwosc swiata? (Chyba za duzo sie naczytalam tej Lessing.)
No dobrze, dosc, a narcocorridas? To meksykanskie zakazane piosenki. Katowal nas zreszta nimi wczorajszy kierowca busa. Po przerwie w podrozy przesiadlam sie jak najdalej od glosnika, Wojtek trwal tuz za kierowca. Sa zakazane, a dokladnej zakazane jest ich publiczne odtwarzanie, uslyszec je mozna tylko z kasety czy plyty w bardziej prywatnych okolicznosciach. Zakazane, bo gloryfikuja przestepcow i moga inspirowac do przestepczych dzialan. Pochodza z polnocy kraju i opowiadaja o przemytnikach narkotykow. Takie narkotykowe romantyczne ballady. Najslynniejsza ponoc opowiada o Baltazarze, ktorego zlapala policja, stanal przed sadem i zostal skazany, ale uciekl z konwoju wiozacego go do wiezienia. Rytm a la disco polo.
Kolejnymi rozmowcami byli Amerykanie. Mieszkaja w Ciudad de Mexico, on na emeryturze, ona steruje czymstam w ambasadzie amerykanskiej, chyba jest dosc wysoko, nie pytalismy, mowila, ze odpowiada za caly region Ameryki Lacinskiej i kawalek zadan w Rzymie i Bangkoku. Zadawali nam mnostwo pytan o Kambodze i Wietnam, chyba niesluzbowych ;). Ona placze ze wzruszenia, jak przypomni jej sie Jan Pawel II albo pokazuja Go w telewizji. Kolejnymi rozmowcami byli Niemiec ze Stutgartu i Szwajcar z Zurychu. Smialismy sie z wedrowek ludow w Europie. Niemiec, ze tylu w Niemczech pracuje Polakow. A Szwajcar (historyk wojskowosci, swietny rozmowca) mu na to, ze w Szwajcarii wszyscy lekarze to Niemcy, ktorzy u siebie zarobic moga polowe szwajcarskiej gazy, i ze w swoim dialekcie juz o chorobach raczej nie porozmawia. Mowilismy tez o tych powojennych wedrowkach, juz w mniej wesolym tonie, ale tez bez zadnych uprzedzen, opowiadalam im, jak kiedys w Warszawie (zupelnie zreszta bezmyslnie) zaczepiona przez grupke panow bez wlosow i przyodzianych we fleki (pamietacie jeszcze te kurteczki?), zaprzeczylam gorliwie nieprzerwanej piastowskiej polskosci Wroclawia. Nie wiem, co ich powstrzymalo przed przetlumaczeniem mi poprawnej wersji przez skore, chyba po prostu zrozumiawszy, ze panowie raczej wola monologi od dyskusji, oddalilam sie czym predzej, albo oni nie chcieli tluc baby (a moze Mareczek przestal sie spozniac, bo czekalam wtedy na niego pod Kolumna Zygmunta ;)).
W kazdm razie nasi rozmowcy sa zwykle ciekawi Polski, zadaja nam duzo pytan (jak juz przejdziemy przez zwykla wstepna fale zaprzeczen, ze nie jestesmy ani Niemcami, ani Norwegami. Nie wiem, skad tutaj ta Norwegia? W Ameryce Pd. najczesniej bylismy Amerykanami albo Francuzami, czasami Szwedami, w Australii Niemcami, w Indiach Anglikami, Azji Pd.-wsch. juz nie pamietam.): "a, nie wiedzialem", "aaa, naprawde"? Jestesmy troche przybyszami z terra incognita, czesto nawet dla Niemcow. Chociaz roznie to bywa, czasami zaskakuja nas bardzo szczegolowym pytaniem, ktore pokazuje, ze orientuja sie dobrze w naszych sprawach. Najbardziej nie lubie pytania o to, kto jest naszym Prezydentem. (Bo znaja Prezydenta Walese.) W tej czesci swiata trzeba tez od razu tlumaczyc, ze w Europie mamy tez premierow. A kto to taki i co moze? Nieustanna powtorka z prawa konstytucyjnego.
Co jeszcze? Dzisiaj podwiozl nas lokalny minibus, zatrzymal sie na szosie, widac marnie juz przebieralismy nogami wracajac ze spaceru. W srodku kobiety z dzieciakami, jechaly chyba z San Juan Chamula, jednej z wiosek zamieszkanych przez plemie Tzotzil. Nosza koszule z takiego gladkiego, swiecacego materialu, prawie takie jak te, ktore niedawno modne byly w warszawskich biurach, z zaokraglonymi troche rekawkami. Usmiechnelam sie. Panie zamiast spodenek w kancik albo obcislych spodniczek mialy... tez spodniczki, a raczej taki wlochaty kawal ciezkiego ciemnego koca, ktory trzymal sie zwiazany na wysokosci pasa kolorowym, wyszywanym paskiem z materialu. Swiecace koszulki maja tez kolorowe wyszywanki przy guzikach i za zakonczeniach rekawow. (Nie sa tez raczej obcisle, widac do plemion Tzotzil nie dotarla jeszcze mania kupowania za wszelka cene rozmiaru S, a najlepiej XS.) Na plecach kawalek materialu, a w srodku zakupy albo niemowle. Na czas karmienia przerzucane do przodu. Wokolo starsze dzieciaki, dziewczynki tez w blyszczacych koszulkach i mini wlochatych kocach z kolorowa tasiemka. Chlopcy, o dziwo, zupelnie normalnie odziani - dresiki z samochodem, mocno przetarte sweterki. Nosy wiecznie zasmarkane, nogi w utytlanych sandalkach lub klapkach, oczy ciekawe. Zawsze sie do siebie usmiechamy, Wojtek wiecznie gotowy do wyglupow, wiec spojrzenie, usmiech albo krzywa mina i malec chowa sie za rekawem mamy, pozornie przestraszony, za chwile swiecace oczy (i zeby) z powrotem sie wylaniaja. W takich srodkach transportu zawsze jestesmy ciekawostka, z tymi naszymi jasnymi wlosami, inaczej ubrani, choc buty tez zwykle utytlane, moje moze bardziej niz Wojtka, na liczbe niespranych plam tez moge ciagle stawac w zawodach. Wojtek zreszta dzisiaj jest gwiazda, pozowal na targu do zdjec trzem Meksykankom, mam wrazenie, ze mnie zaprosily do zdjecia z grzecznosci, jak sie zorientowaly, ze nie jest sam, ale rozmyslnie nie stanelam kolo niego, w ten sposob latwiej mnie wytna. Najbardziej popularni bylismy w Azji Pd.-Wsch. tam napadaly nas cale wycieczki Chinczykow i stalismy tak po dobrych pare minut w rozchichotanym chinskim tlumie, czekajac az blysnie ostatni aparat.
Postanowilismy leciec juz pojutrze do Meksyku, zdaje sie, ze do wylotu do Stanow i tak bedziemy mieli za malo czasu na to miasto. Bedzie jeszcze wycieczka do Puebli, spotykamy sie tam w niedziele z Olgita i Agnieszka, potem wspolnie jeszcze Teotihuacan.

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

jakos miedzynarodowo w tym meksyku :-)kate, nie martw sie, moze zainteresowanie i radosc z podrozowania wroca ze zdwojona sila na alasce (z tego co pamietam wybieracie sie tam?)- to moja podroz marzenie.
olgita

Anonimowy pisze...

tak na marginesie "meksyk" to my mamy właśnie w kraju. Od trzech tygodni kropla deszczu w moich rejonach nie spadła. Lato ma maksa! We Wrocku pewnie lało w tym czasie nie raz (jak to zagranicą) :))) Zdjąłem więc w mojej bryczce dach i śmigam sobie obecnie "kabrioletem" - wiatr we włosach, kurz we włosach (codziennie na głowie "trwała") i takie tam klimaty.. :) ..i nawet na bagienkach, gdzie do tej pory czułem bojaźń jadąc na obu napędach, śmigam obecnie bez zwalniania ...bo strach. Kurz jest nieprawdopodobny. Jadący po gruntowej drodze samochód wygląda jak jakaś kometa... taka "zadymka" za pojazdem. Jak za jakimś dyliżansem na starych westernach - trzeba pomykać więc szybko, bo jak się zwolni i "ogon komety" pojazd dogoni ..5 minut postoju murowane, nim pył opadnie i cokolwiek będzie widać. Tak że śmiało mogę tu nosić sobie obecnie sombrero i nucić codzień "..mechiko, mechiko!" :)
Pozdrawiam
"smażony"-słońcem-krajowy-Naleśnik

Anonimowy pisze...

Pozdrawiam Podroznikow!!!
Nalesniku uprzejmie donosze ze tutaj tez nie pada a Ty podobno zagarniasz kijem wode z Odry do Baltyku ...a moze budujesz basen w lesie ;-)))
oczami wyobrazni juz widze jak ploszysz zwierzyne (sarenki o smuklych nozkach) pedzac tym swoim trabantem bo lesnych asfaltowych sciezynach...uwazaj bo jak Cie zlapie straz lesna bo bedziesz smazyl nalesniki z truskawkami dla turystow z Wroclawia -)))))))
majka

Anonimowy pisze...

Dla wszystkich pisaczy i czytaczy pozdrowienia z Wiednia, z samego stadionu!!! W niedziele sie nie udalo pomimo ze zdarlem gardlo ale dzis bedzie lepiej... no kiedys w koncu musimy wygrac przeciez..;-))
MK

Anonimowy pisze...

"..Dla wszystkich pisaczy i czytaczy pozdrowienia z Wiednia, z samego stadionu.."
Misza! Doktorze Misza! - (przepraszam jednak zgodnie z prośbą nie "Misiu") :))) ..trzymaj te kciuki mocno! Liczyłem na "prezent urodzinowy" od tych patałachów w meczu z Niemcami, ale ..przerżnęli :( Wszystkie mecze euro2008 oglądam w niemieckiej telewizji (nie mam Polsatu) i dodatkowym upokorzeniem było słuchanie niemieckiego komentatora męczącego się z naszymi nazwiskami "Kstynofeck " - Krzynówek :) "zefelckowff" - prawdopodobnie Żewłakow itp.. :)) ..dobrze, że Bałszczykowski nie grał, bo sobie język na supeł na tym zawiązał ;-) ....słowem Michał ..drugi raz tego kąśliwego tryumfu w głosie niemieckiego komentatora normalnie "niezniesę"! Krzycz i za mnie! Nie patrz na gardło, na nie patrz nawet na mecz (w domu na dvd sobie potem obejrzysz) ...to są straszne patałachy, ale i takim czasem sprzyja szczęście, tylko trzeba im wmówić dopingiem, że to nie tylko taki tam meczyk, to taka "druga Samosierra", "Monte Cassino" czy choćby "Lenino" - nie.. nie.. to chyba zły przykład :)
Pozdrawiam
Kibic-Naleśnik

Anonimowy pisze...

o kurcze, ja tu mam najgorzej, bo przez te 7 godz. roznicy miedzy europa a stanami musze mecz... czytac! bo jestem w pracy i obejrzec nie moge :-( siedze zatem na 'z czuba'... i wlasnie wyczytalam,ze w ostatniej doliczonej minucie zrobil sie remis! ech, to jest klatwa jakas..
olgita