poniedziałek, 2 czerwca 2008

mehiko

Wlasciwie to juz prawie wracamy do domu. Meksyk wydawal sie tak odleglym celem, ze chyba oboje ze zdziwieniem odnotowalismy, ze jestesmy juz w Ameryce Polnocnej. Wyladowalismy w bardzo turystycznym Cancun. Cancun jest troche jak Brazylia (miasto), ale bez architektonicznego polotu. Punktem wspolnym jest centralny plan wybudowania miasta, ktore mialo byc drugim Acapulco, tylko nie nad Pacyfikiem, a nad Morzem Karaibskim. Plan zostal zrealizowany powyzej oczekiwan, bo ponoc teraz to Cancun jest meksykanskim resortem numer jeden. Ma wiec wszystkie niezbedne atrybuty resortu: wybetonowane chodniki i jezdnie, duzo samochodow, stragany z plazowym badziewiem, mnostwo barow smierdzacych za dnia tluszczem, noca potem i piwskiem. Na chodniku sprzedawcy towarow, ktorych w sklepie dostac nie mozna: hey man, hash, weed, coke? Widok na morze zaslaniaja wierzowce pelne pokojow hotelowych i apartamentow na sprzedaz, na plaze udalo nam sie przedostac betonowym tunelem, w ktorym wialo jak diabli, bo wreszcie luka w wysokiej scianie budynkow. W ogole przezywamy szok powrotu na lono tak zwanej cywilizacji zachodniej z calym jej wachlarzem smieciowych atrybutow, plastikowych kubeczkow i neonowych reklam z palma i usmiechnietym rekinkiem.
Meksykanie zaskakuja nas podobienstwem do polnocnych sasiadow, wola jechac niz isc, chocby 200 metrow, co niestety odbija sie i na przejezdnosci ulic, i na sylwetkach. Naprawde sporo tu ludzi otylych. Druga kwestia to dwuwalutowosc, za wszystko mozna placic w dolarach, a nawet trzeba, bo jesli chce sie zaplacic w peso, to kurs stosowany do przeliczenia jest taki, ze oprocz ceny placi sie takze kare za chec skorzystania z waluty krajowej. Cena zalezy tez od tego, czy chce sie placic gotowka czy karta, bo przy platnosci karta trzeba dolozyc od 10% do 15% podatku, ewidentnie podatek nalezy sie tylko przy platnosciach karta, i nie ma ustalonej stawki ;) Ciekawy sposob wabienia klienta. Jednak bardziej odpowiadalo nam dotychczasowe pertraktowanie: zaczynamy wysoko i schodzimy do poziomu.. (nie smiem powiedziec realnego).. ale przynajmniej zblizonego do oczekiwan. W Meksyku wszystko jest promocja od pierwszego wejrzenia, a potem sie zaczyna - jeszcze piec dolarow za to, podatek za tamto, oplata turystyczna, ach i jesli w peso to 10% wiecej :))) Usmiechamy sie tylko, bo juz dawno przestalo nas to denerwowac.
Dzien po wyladowaniu i kolejny spedzilismy na odpoczywaniu. Ciezko bylo wstac z lozka, chyba nie zdawalismy sobie sprawy, ze to ciagle przebywanie w ruchu, zakladanie i sciaganie plecaka, musialo nas zmeczyc. Chcielismy miec przez chwile niezmienna przestrzen, wiedziec, gdzie bedziemy wieczorem klasc sie spac. No wiec poszly w ruch ksiazki i gazety (na lotnisku w Cuzco udalo mi sie wreszcie dostac ksiazke po angielsku, i dobrze trafilam, jak sie zreszta okazalo, czytam ubiegloroczna noblistke Doris Lessing, polecam "Under my skin").
Ale po poltora dnia odpoczynku chcielismy juz jechac dalej na wyspe Cozumel, gdzie aktualnie sie znajdujemy. Tu tez nieco atrybutow resortu, ale juz znacznie lepiej. A najlepiej pod woda! Dzisiaj znowu zapakowalismy sie z kamizelki BCD, podlaczylismy do butli i fikolek z burty prosto do wody! Bylo troche slonca, ale nawet jak chowalo sie za chmurka, widocznosc byla doskonala. Pierwsze nurkowanie bylo przy scianie obrosnietej koralem, potem troche wciskania sie w przesmyki miedzy koralowcami, zeby podgladac ryby, a przy drugim zejsciu pod wode juz tylko na 15 metrow, zeby dac sie porwac z pradem i ogladac "rajska rafe" (to miejsce wlasnie tak sie nazywa). Udalo sie zobaczyc mala plaszczke i zolwia, podwodna flora niesamowita, a najbardziej nam sie chyba podobaly lawice wielkich bialosrebrnych ryb, ktore chowaly sie pod koralowcem, albo ustawialy "w linii pradu" za wiekszymi koralami, wygladajacymi jak bezlistne krzaki o fioletowych lodygach. (Podtrzymujemy jednak opinie, ze Indonezja jest na nurkowanie niezrownana.) Pod woda czujemy sie juz calkiem dobrze, dzisiejszy obowiazkowy postoj na 5 metrach przed wynurzeniem spedzilismy na tancach, ktore nasz divemaster zakwalifikowal jako polke :)
Jutro jedziemy dalej na poludnie, do Tulum, Wojtek sie smieje, ze juz czas na jakies ruiny. No i czas uciekac od tlumu i plastiku.
Ps. Gratulacje dla Michala (znanego jako "MK") z okazji obrony doktoratu! Jak teraz sie do Ciebie zwracac "Panie Mecenasie Doktorze", "Panie Doktorze Mecenasie"? Chyba bedziemy musieli pozostac przy Michale :)) A przy okazji, skoro juz tak publicznie o osiagnieciach, to wielkie gratulacje dla Rafala (i jego dziewczyn Julki i Malgosi za wytrzymalosc ;) w trakcie przygotowan do egzaminu) - jeszcze slubownie i wpis na liste, i mamy radce prawnego!
Ps2. Olga, Agnieszka, walizki pakujecie? To juz niecale dwa tygodnie!

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

pierwsza !!!!
na blogu zaplataliscie sie nizej i dobrze ze Was "przykukalam"
widze Wasza polke pod woda i geba mi sie smieje (gdyby nie uszy pewnie dookola)
buziaki
majka

Anonimowy pisze...

no niestety cancun to swiatynia 'amerykanskosci', cale rzesze niewyzytych i spragnionych zabawy i uzywek amerykanskich studentow wlasnie tam udaja sie na spring break, czyli 'ferie'... no i widac co sie tam porobilo. dla nich to wlasnie jest meksyk.. acapulco chyba jest podobne. ale wierze, ze jeszcze zawitacie do miejsc prawdziwie meksykanskich. walizki jeszcze nie spakowane, ale jak najbardziej przygotowane :-) aga przylatuje do mnie jutro wieczorem i pozniej to juz tylko czekac kiedy sie zobaczymy! ja juz cwicze swoj hiszpanski.
bawcie sie dobrze w kraju tacos i sombreros!
olgita

Anonimowy pisze...

"..W ogóle przeżywamy szok powrotu na łono tak zwanej cywilizacji zachodniej z całym jej wachlarzem śmieciowych atrybutów, plastikowych kubeczków i neonowych reklam.."

Szok to Wy przeżyjecie, jak w jakiś deszczowy, szary i mglisty listopadowy dzień, obudzicie się w Warszawie na dźwięk budzika sugerującego wyruszenie po zakorkowanych ulicach do pracy ;)
No ale póki się da proszę się "plumpać" w ciepłych morzach czy też zwiedzać jakoweś ruiny.
...na tym Waszym "zlocie" za tydzień, to jak widzę "będzie się działo" ..oj chyba będzie :))
Pozdrawiam
Naleśnik
Ps. Gratulacje MK ..."dohtur" to zawsze "dohtur" :)

Anonimowy pisze...

Dziękuję za gratulacje! i to publiczne z Meksyku, jednak mamy społeczeństwo informacyjne...;-)) co do inwokacji do mnie to... jak mogę to przez parę dni poproszę o tytułowanie... tylko parę dni...!;-) a Michale jest ok, byle tylko nie Misu...;-)

dr MK;-)