poniedziałek, 2 czerwca 2008

Amazonia (juz z Cancun w Meksyku)


Chlopczyk z leniwcem.

Domy zbudowane na palach najczesciej nie maja scian (tylko bogatsze domy maja wewnetrzne scianki i balustrade wzdluz zezwnetrznej granicy domu. Dach wystaje po prostu kawalek dalej poza obrys podlogi jedynego pietra. Czasem polscianka odgradza kuchnie. Mieszkancy Amazonii chodza spac bardzo wczesnie. Kiedy wracalismy z popoludniowych spacerow na kolacje widac bylo tylko poustawiane gesto na podlodze mini namoty z siatki-moskitiery. Czasem z wnetrza tych namiotow-kokonow dobiegala odpowiedz na zaczepki Raula.

Wioska, ktora odwiedzilismy przy okazji wypatrywania slodkowodnych delfinow. Gdy tylko jej mieszkancy zobaczyli lodke z nami, zawrzalo i rozpoczal sie ruch w kierunku wolnego kawalka trawnika przy miejscu, gdze zacumowalismy. Za kilka minut przechadzalismy sie po lokalnym targu bizuterii, wykonanej z czego tylko dalo sie znalezc w dzungli. Targ mial niestety tylko dwojke klientow, przy czym Wojtek sam niechetny do obwieszania sie koralami wypychal mnie na zakupy - rzadka okazja. Wybralismy w koncu kolczyki, ktore musialam od razu zalozyc, a raczej ktore sprzedawczyni postanowila od razu na mnie zalozyc.

Wujek Victora Raula upolowal krokodyla. Mial jakies 2,5 metra. Kiedy przyszlismy po poludniu tego dnia na skraju chaty lezaly juz tylko resztki - kawal pyska i lapy.

Ogromne liscie lilii wodnych na ´Jeziorze Smierci´. Inny wujek Raula tam zaginal, dziadek znalazl juz tylko puste canoe. W tym jeziorze jest ponoc najwiecej krokodyli.

Victor wypatrzyl pare czerwonych oczy w zaroslach na drugim brzegu i po chwili ku mojemu przerazeniu wioslowal juz w tamta strone. Jak sie okazalo (ja ledwo moglam z takiej odleglosci dopatrzyc sie tych dwoch swiecacych na czerwono punkciokow, nie mowiac juz o mozliwosci oceny wielkosci krokodyla..), zagrozenie nie bylo smiertelne :) Ja jednak mialam dosyc, bezustannie wyobrazalam sobie ruch poteznego ogona, ktory nasze kanoe bez trudu przewroci. Victor i Wojtek niechetnie zrezygnowali z wypatrywania wiekszych egzemplarzy. Te wylaza zreszta duzo pozniej okolo 10 wieczorem, my przed osma wracalismy na kolacje.


I jak zwykle spoznilismy sie.. Po drodze trzeba bylo jeszcze raz zanurzyc sie w dzungli na ogladanie tarantuli i ogromnych ropuch, ktore opryskuja napastnikow plynem bardzo szczypiacym w oczy. Za chwile stalismy z odwroconymi na bok glowami, zerkajac na Victora, ktory z zamknietymi oczami, trzymajac daleko od twarzy w wyprostowanej rece ropuche pozwalal jej wystrzelac sie kompletnie z tej plynnej amunicji. Wbrew jego oczekiwaniom nie chcialam poglaskac zabki.

A to owoce mojego polowu. Szesc piranii (cztery moje, dwie Raulita) wyladowaly na stole podczas lunchu. Maja bardzo dobre mieso, ale jest go niewiele i sporo osci.

To juz w poblizu portu w Iquitos. Drewno splywa po rzece, w porcie od razu jest tartak, ktory od strony ladu wyglada jak wielka gora desek. Zdaje sie, ze brakuje im magazynu.

Synek wlasciciela motorowki pracowicie wybiera wode spod naszych butow (w tym momencie trzymalismy je juz wysoko w powietrzu) i wylewa za burte. Do dzioba lodki przyczepiona lista holownicza, ciagniemy sie powoli do stacji benzynowej.

Barwy wojenne. Pierwszy spacer po dzungli.

Plywajaca kuchnia w najblizszej wiekszej miejscowosci (nie pamietam nazwy). Zatrzymalismy sie tam po drodze z Iquitos na male zakupy. Na straganiku obok kupilismy zawiniety w liscie bababowca maniok z ryba, ktory najprawdopodobniej byl powodem Wojtkowych cierpien. Raulito zapomnial wspomniec, ze do gotowania, do picia zreszta tez, uzywa sie wody prosto z rzeki.

Przerwa w drodze na targ w Iquitos. Sprzedawczyni bananow.

Miejscowosc, w ktorej zatrzymalismy sie na zakupy w drodze z Iquitos.

7 komentarzy:

Anonimowy pisze...

pierwszy;-)
a czy jest jakis konkurs z tymi pierwszeństwami? moze obieżyświaci (jak takiego wyrazu nie ma to właśnie go stworzyłem...) jakas nagrodę przyznaja;-)

"..do gotowania, do picia zreszta tez, uzywa sie wody prosto z rzeki...." - hmmm... dziwią nas rzeczy, które powinny być przecież oczywiste!!! taka ekologiczna wstawka;-)

a w barwach wojennych nie widać kolczyków?

MK

Anonimowy pisze...

___**_**____****
____**_**__**_**
____**___**__**
___*____________*
__*______________*
_*____0_____0_____*
_*_______@________*
_*________________*
___*_____v_____*
_____**_____**
_______*****_______

"temu misiu" Wojenna Kasia bardzo sie podoba ;-)))
buziaki
majka i MamaJ

Anonimowy pisze...

"..pierwszy;-)
a czy jest jakis konkurs z tymi pierwszeństwami?.."

MK to Ty nic nie wiesz? Był nieoficjalnie ogłoszony konkurs! Trwa więc rzecz jasna cicha rywalizacja o miano lidera. Kto najwięcej razy zdobędzie tu "pole position" ..dostanie w nagrodę "całusia od Kasiusia" ...albo "dwie bomby od Bromby" :) ...żeby jeszcze do wyboru... jak liczba tryumfów będzie nieparzysta, dzieli słodka MM ..a jak parzysta to lewy sierpowy Bromby... sprawdziłeś ile już razy byłeś na topie? Tylko bez paniki! Żartuję :)))))))
Naleśnik

Anonimowy pisze...

..a tak wogóle ten łeb krokodyla z fotki (czy raczej pół łba) skłoniło mnie do sparafrazowania naszej starej jak świat sentencji:
"nosił krokodil razy kilka, ponieśli i krokodilka" ;)
...może to ten sam co "zaginął" wcześniej na jeziorku dziadka tego Waszego przewodnika? Los bywa przewrotny, raz ty jesz ..raz ciebie jedzą :))))
Pozdrawiam
Naleśnik

Anonimowy pisze...

Dzidzia z leniwcem boska. To ci dopiero maskotka.
No i pająk, aj piękny zazdroszczę Wam tego spotkania, pewnie bym go chciała zabrać ze sobą.
Albo przynajmniej zostałby najbardziej obfotografowanym tarantulkiem świata:).
Widoki dech zapierające.
Całusy
Pat:)

Anonimowy pisze...

Kto z "Czytaczy" jest żądny nowych wiadomości, to proszę zejść o 1 wpis niżej. Nie wiem dlaczego właśnie tam się znalazł - chyba, żebym nie drżała, że znów nurkują, no, ale Majka wpis odnalazła :)
Z pozdrowieniami dla wszystkich, a gratulacje dla panów Rafała i MK - mamaJ

Anonimowy pisze...

MamieJ bardzo dziękuję za gratulacje!;-)
MK