piątek, 20 czerwca 2008

chicago i przekret licznika


Dotarlismy do Chicago. A Malemu Mongolowi przekreca sie dzisiaj licznik i jest juz 28-letni. Tato mnie zdradzil, wiec przywolana - odzywam sie :) (prosze na czesc mojej zonki, kielichy w dlon i wszyscy choralnie spiewamy "Sto lat, sto lat, niech zyje, zyje nam....", zonka tu oczywiscie z tym przekrecaniem licznika przesadza, dzisiaj dopiero weszla w pelnoletniosc czyli skonczyla radosne 18 lat:))
Ostatnie chwile w Meksyku byly bardzo przyjemne, z dziewczynami rozstalismy sie nie na dlugo (Olgita i Aga sa przeciez w Chicago), w wieczor przed odlotem do Stanow spotkalismy sie tez ze znajomymi z Peru, Roberto i Jorge. Poniewaz obaj panowie pracuja dla linii lotniczych, a nastepnego dnia mielismy leciec, nie odbylo sie bez zachecajacej porcji opowiesci o awariach lotniczych, przewodach wysokiego napiecia zerwanych przednim kolem przy ladowaniu, mdlejacych pasazerach itd. Skuteczniej mnie nawet zachecali do porzucenia leku przed lataniem niz Bromba, ktory zawsze przy takich okazjach posluguje sie wyrazeniami typu "szybka smierc" i "niskie prawdopodobienstwo katastrofy". Ale dzisiaj urodziny, wiec zmieniam watek :) Wieczor spedzilismy w sympatycznej knajpce na tarasie na 3 pietrze budynku z widokiem na Zocalo, plac wieczorem prezentuje sie niesamowicie z jasno oswietlonymi budynkami i wielka lopoczaca flaga na srodku. Rozmowe stymulowalismy lokalnymi napitkami, Maly Mongol raczyl sie margerita, a Bromba wstepnie probowal piwa z sola i sokiem cytrynowym, a pozniej przerzucil sie na tequile, do ktorej lokalsi sacza sangrite (czyli krewke), a jest to strasznie pikatny sok pomidorowy z sola.
Nie moglismy sie doczekac przylotu do Chicago i trzeba przyznac, ze American Airlines daly nam tez okazje, zeby czekac jeszcze dluzej. Lot byl opozniony juz w Meksyku, a nad Dallas burza i nie dosc, ze krazylismy nad lotniskiem, to jeszcze po wyladowaniu okazalo sie, ze zaloga lotniska nie moze pracowac na plycie, jezeli w ciagu ostatnich 20 minut piorun uderzyl w odleglosci 6 mil od lotniska (samolot z pasazerami moze jednak w tym czasie tkwic na plycie bez problemu...). Tak wiec musielismy przeczekac dwa pioruny w odleglosci mniejszej niz szesc mil. Potem 1,5 godziny czekania w kolejce, zeby nas wpuscili do amerykanskiego Paradise Land, pobrali odciski palcow i sfotografowali. Na lotnisku panowal taki balagan, ze przez chwile zastanawialam sie, czy aby nie znalezlismy sie w innej czesci swiata (targ w Indiach), ktora Amerykanie uznaliby zapewne za tzw. trzeci swiat. W koncu dolecielismy do Chicago (my jednym samolotem, nasze plecaki nastepnym..), a tu juz Ingielewicze w komplecie, jak milo! Wieczorem wybralismy sie na rejs stateczkiem w ramach obchodow zakonczenia roku dla Lukasza i jego znajomych ze studiow. Przedstawiac musielismy sie dosc ciekawie: Lukasz i Ewa zmeczeni po wczesniejszych ruundach obchodow, rodzice ciagle jeszcze nie w pelni przestawieni na amerykanski czas, a my po podrozy i 3-godzinnym snie poprzedniej nocy. Alive and beating...

A poniewaz wolimy mniej pierwszoswiatowe czesci planety, to jeszcze pare zdjec z Meksyku :)

Meksykanie bardzo lubia swoja flage i umieszczaja ja gdzie tylko sie da. Flagi zwykle sa imponujacych rozmiarow, ta na Zocalo (glownym placu) miala pewnie wymiary, tak na oko 12 na 20 metrow...


Widok z balkonu naszego pokoju w Hotel Isabel, budynek piekny z przyjemna aura dawno juz zaleglego remontu :)

Kataryniarzy w Meksyku pelno, niestety katarynki zwykle juz bardzo rozregulowane, wiec swiszczace dzwieki jak na zatloczonym dworcu kolejowym. Ale do kapelusza wrzucac i tak kaza.


Frida i jej Grubas, Diego Rivera.

Studio Fridy, mostek prowadzi do studia Diega.

Dekoracje scienne w Casa Azul.

A tu juz slynny mural Diego Rivery w Palacu Bellas Artes - czlowiek na rozstraju drog, El Hombre en el cruce de caminos. Na prawo komunizm, na lewo zgnily kapitalizm. Nie udalo sie sfotorafowac calosci, bo niestety z obu bokow mural przeslaniaja kolumny, element konstrukcji budynku.

Bazar Guadelupe: Matka Boska i Frida.

Teotihuacan, Wojtek wmontowal nas w pozowanie do zdjec z lokalnym sprzedawca. Nic nie zarobil, ale zachwycony byl jak rzadko. Przy okazji przedstawiamy Olgiite (z lewej) i Age (po wyeliminowaniu sprzedawcy i MM, juz wiadomo!)

Widok zza brudnego obiektywu na Piramide Slonca w Teotihuacan.

Ciudad de Mexico i my jako fatamorgana.

Looks familiar? Wyglada, ze ludzkosc przez ostatnie 40 lat za daleko nie uszla na sciezce humanitarnego postepu.

Widoki z plotu przy Museo de Arte Moderno, tzw. galeria abierta (otwarta galeria) - poszukam strony internetowej, gdzie byc moze jest wiecej obrazow, teraz juz biegniemy. Po czterech latach nieobecnosci na amerykanskiej ziemi postanowilismy sprawdzic, co sie zmienilo na Jackowie :)

10 komentarzy:

Anonimowy pisze...

WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI _ _ URODZIN!!!!!!!;-)
a gdzies dzis wyczytalem ze jakis amerykanski naukowiec obliczyl ze 20 czerwca to najszczesliwszy dzien w roku...!!!
MK

Anonimowy pisze...

No tak... trzeba jeszcze wrócić.. Chciałbym więc przesłać Kate za pomocą tego bloga NAJSERDELECZNIEJSZE ŻYCZENIA z okazji kolejnych urodzin (młodym mężom radzę pamiętać, by po 18-ce już żadnych, ale to żadnych cyferek przy tej okazji swym ukochanym połowicom nie "wypominać" - podstawowy warunek szczęśliwego i długiego pożycia). Życzę więc naszej Dzielnej Kate, by pod opiekuńczymi skrzydłami Jej mężunia (skoro to anioł, normalnie anioł! ;-), zwiedzała notorycznie świat wte i nazad, pisząc co i rusz równie interesujące co dotąd blogi. By przy tym, w "złowrogich mackach" prawniczych korporacji, nigdy nie zapomniała, że "pracuje się, by żyć", a nie że "żyje się by pracować" ;) Życzę Jej również, by szary, codzienny świat "pozapodróżniczy", ścielił się generalnie u Jej stóp niczym kwiecisty dywan, oszczędzając tym samym co większych w życiu "wiraży" ...i by po tym dywanie notorycznie "bieżył przed Nią motylek, a nad Nią fruwał baranek" ...albo odwrotnie.. ;)

Pozdrawiam

Naleśnik

Anonimowy pisze...

Madre slowa Nalesnik. Najlepszgo Kate z okazji 18tych urodzin. Piekny jest ten swiat gdzie wszystkie kobiety maja 18 lat.

Wojtek, nie badz leniwy i upload wiecej fotek!

Robert

Anonimowy pisze...

Kate, oczywiscie feliz cumpleanos! a co do lotu do dallas, to nie moge uwierzyc, ze po naszych dyskusjach i dywagacjach o samolotach tak wam sie porobilo...(to wszystko wojtka i praw fizyki wina :-))

nalesniku, jak zwykle kwieciscie i poetycko piszesz. radzisz sobie z zyczeniami dla mm prawie jak majka z twoimi :-)) "trzeba jeszcze wrocic" - a gdzie sie wspolkomentujacy w ogole wybieral..??
olgita

Anonimowy pisze...

wszystkiego najlepszego z okazji urodzin i szczesliwego powrotu do trzeciego swiata (wa-wy);)
art

Anonimowy pisze...

gdzie sie wspolkomentujacy w ogole wybieral..??

No jak to gdzie? W "realny niebyt" (czego nie odnalazł w sieci google - wg najnowszych teorii - nie zdarzyło się prawdopodobnie wogóle), ....bo ja teraz nie wiem, czy to jest blog typu "tu-bi-kontinjuet" czy może "de-ent-bat-mejbi-ajl-bi-bek-sun"?

Naleśnik

Anonimowy pisze...

A my na razie nie opijamy 18-stki Kasi. Czekamy z tym na Was. Miała się mrozić tequilla, ale Jakubek zadecydował, że po takiej podróży należy Wam się polska wódka żytka z literatki z ogórkiem kiszonym i śledziem! Sto lat Sąsiadeczko...z tym samym mężusiem!

Ania i Jakub

Anonimowy pisze...

oczywiście żytnia nie żytka...to przez moje dys-cośtam;-)

Ania ( i Jakub)

Anonimowy pisze...

Kasienko Kochana!!!
spoznione ale szczere ZYCZENIA Urodzinowe (17 !!!!!!!)..do osiemnastki jeszcze Ci brakuje ze hohhoho
wiec zycze nastepnej podrozy dookola swiata - moze byc w druga strone, powiekszenia liczby podroznikow (a moze by tak blizniaki), zdrowia i sukcesow w pracy ;-))))
------------------------------
Wiersz z banałem w środku
Jan Twardowski

nie bój się chodzenia po morzu
nieudanego życia
wszystkiego najlepszego
dokładnej sumy niedokładnych danych
miłości nie dla ciebie
czekania na nikogo
przytul w ten czas nieludzki
swe ucho do poduszki
bo to co nas spotyka
przychodzi spoza nas
- majka

Anonimowy pisze...

Ja rozumiem, że Alaska, że niedźwiedzie, że parki krajobrazowe...ale moglibyście się odezwać. Czy z moich obliczeń dobrze wynika, że wracacie 18.?
sąsiadeczka