poniedziałek, 19 maja 2008

La Paz

La Paz w tytule, ale jak zwykle porcja retrospektywna. Park Narodowy Lauca milo nas zaskoczyl, spodziewalismy sie znanych juz krajobrazow, a tu jednak inaczej :) Startuje sie z poziomu morza, przez otaczajaca Arice pystynie, (a w ramach uzupelnienia kilka zdjec z Aricy, ponizej mniej znana konstrukcja inzyniera Eiffela)

(i wspomniany w poprzednim poscie dworzec kolejowy, ktorego pracownik dumnie chwalil sie swoja znajomoscia polszczyzny)

ktora jak wyjasnil nam Javier, nasz przewodnik, jest czescia jeszcze Atacamy. Poniewaz zakupiona przez nas w Santiago mapa Ameryki Poludniowej ma po rozlozeniu wielkosc dywanu, prosze to potraktowac jako wiadomosc niesprawdzona :) Alez wylazl ze mnie prawniczyna od marnych disclaimerow. Przepraszam.
Wracam do Chile. W pustynne wzgorza wdzieraja sie doliny, zielone od upraw pomidorow, kukurydzy, dzieki sieci kanalow nawadniajacych, zbudowanych wedlug izrealskich wzorcow. Zreszta krajobraz skojarzyl mi sie ze zdjeciami z Izreala - Arica walczy ze sloncem, walczy o wode.
Kolejnym pietrem sa gory, zielone od krzakow,
(oraz mchow, znanych nam juz z Boliwi, ktore rosna ok 1 mm na rok wiec ten uwieczniony okaz ma pewnie ok 500 lat! rosliuny te roznia sie mocno od tych spotykanych w Polsce, chociaz z pozoru miekkie w dotyku sa calkiem twarde, a lokalna ludnosc, po ich naturalnej, lub przyspieszonej smierci wykorzystuje je do spolki z suchymi odchodami lamy, jako doskonale paliwo do ogrzewania domostw)

ozdobione olbrzymimi kaktusami,

ktore na czubkach rozgaleziaja sie tworzc cos na ksztalt korony drzewa.
Troche tu starych ruin, pieknych, coraz mniej zaludnionych wiosek, do ktorych nawet ksiadz przyjezdza raz w roku odprawiac msze. Przez pozostala czesc roku kosciol zamkniety. Podobno jest to czesta przyczyna konwersji z katolicyzmu na ewanglicyzm (zazgrzytalo mi cos w tym rzeczowniku, wiec wybaczcie, jesli stworzylam jezykowy potworek), ktory jest ponoc bardziej ¨samoobslugowy¨. Dopiero nastepnego dnia wjechalismy na wyzyny altiplano. (Na Altiplano panowala zima, chociaz miejscami woda z goracych zrodel sprawiala ze krajobraz robil sie kompletnie wiosenny)

Wulkan Parinacota przepiekny, polozony nad jeziorem, mozna patrzyc na niego bez konca - doskonaly wulkaniczny stozek, pokryty wiecej niz do polowy sniegiem. Ponizej sniegu wyrazna granica czarnego z bialym, to zastygle rzeki lawy.
W lauce jest mnostwo zwierzyny, cale stada lam i alpak (to domowe odmiany amerykanskich ¨wielbladowatych¨),
sporo dzikich vikunii (w 2002 roku naliczono ich w parku ok. 20 tys. !), sa tez wiskaczie (pisze jak sie mowi, nie wiem, czy jest polski odpowiednik) czyli dzikie kroliki altiplano,
Wojtkowi udalo sie tez dojrzec mysz altiplano, szare male stworzonko z wielkimi uszami. Oprocz tego ptaki, ogromne dzikie kaczki (komu sie kojarzy? Ach te lekcje polskiego :)), czarne, eleganckie ibizy,
i ¨coods¨
(znowu nie znam polskiej nazwy), podobne do kaczek, tylko czarne z czerwonymi nozkami i ogromnymi stopami, sa budowniczymi ogromnych plywajacych gniazd. Czulismy sie jak po drugiej stronie sobotniego telewizora, kiedy Wojtek rozklada sie na kanapie przed sniadaniem i oglada National Geographic.
Dojechalismy wczoraj wieczorem do La Paz, w sam srodek ulicznego karnawalu - okazalo sie, ze wczoraj bchodzono najwieksze lokalne swieto, zabawa na ulicy i sztuczne ognie do poznej nocy. My szybko wymieklismy, po przymusowej wspolparadzie z plecakami wsrod tlumu tancerzy (taksowki nie jezdzily, bo wszyskie ulice zatkane od tancerzy i widzow). A dzisiaj La Paz samotne. Wojtek zle sie czuje i przelezal caly dzien w hotelu. No i nie dokoncze, zamykaja kafejke...

15 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Pierwszy! :) ..MK opuszczasz się!

"..są też wiskaczie (pisze jak sie mowi, nie wiem, czy jest polski odpowiednik).."

"Łyskacze"? A tak... nawet jest tu parę polskich odpowiedników tych łyskaczy - smakosze twierdzą, że są nawet lepsze od oryginału, który ewidentnie "czuć myszami" :))) Zaaplikuj coś "łyskaczopodobnego" i naszej Dzielnej Brombie, bo się chłop pewnie lokalną kuchnią przytruł. Tylko niech koniecznie krzyczy przed każdą kolejką nasz narodowe "nasdrofje" - często są to jedyne słowa jakie znają w dalekich krajach po polsku :)
Naleśnik

Anonimowy pisze...

Tylko jedna literka, a taki zgrzyt: ewangelicyzm :)
Buziaki z deszczowego Wrocławia - mama

Anonimowy pisze...

..na wschodzie też leje :) ..choć raz po równo. "Dodatnim plusem" tej sytuacji jest to, że mam wolne, bo w tych niesprzyjających okolicznościach przyrody - nikt nic w lesie nie robi :)
Naleśnik

Anonimowy pisze...

Naleśnik - ale tylko o 43 minuty tym razem jestes lepszy;-)

Zaniepokoił mnie forma Bromby! Wczoraj juz widział szare myszki z dużymi uszami.... a dzis nawet nie wstal z łóżka...?? Może rzeczywiście spotkali tam Donalda i postanowili zapalić...;-)) 3maj sie i nie puszczaj!

Co do rzeczowników... to MM sie nie przejmuj, bo przeciez twórcy literatury pięknej mają ten przywilej, że mogą tworzyć nowe wyrazy;-)

MK

Anonimowy pisze...

Nalesniku, tez chcialabym w dni deszczowe/ulewne miec wolne z powodu 'niesprzyjajacych okolicznosci przyrody' ... a takze w dni wietrzne, pochmurne, tudziez upalne i sloneczne .. ja sie chyba po prostu musze zwolnic z pracy!
olgita

ps. Brombo, wracaj do zdrowia.

Anonimowy pisze...

Olgita..
Mam tzw. "zadaniowy czas pracy". Eufemizm kryjący prosty system pies-łańcuch-buda. "Ujemnym plusem" tego systemu jest więc to, że w zasadzie jestem w pracy non stop. Teraz też. Latem jak jest sucho i jest groźba pożaru ZOMZ (zakaz opuszczania miejsca zakwaterowania) nawet mogę mieć :) Za niespecjalnie ogromne do tego pieniądze. Jak trzeba to o czwartej rano, jak trzeba o dwudziestej. Latem i zimą. Ba.. ja mieszkam w pracy. 90% moich kolegów ma boreliozę (mało przyjemna choroba odkleszczowa), a żywy "naleśnik" po 70ce to wciąż raczej rarytas. "Łono przyrody" w nadmiarze daje jednak dobrze w kość ;) Jest tak wspaniale, że przed końcem lata mnie tu już nie będzie. 12 lat i dość. MK - "warsiawiakiem" będę ;) Tym niemniej kto chce - zapraszam. Ognicho zrobię, że fest. Do białego rana. Jakiś lokalny "łyskacz" też się znajdzie :))))
Pozdrawiam
Naleśnik

Anonimowy pisze...

Szanowny Nelesniku,
niestety musze Cie zmartwic, ale chorobe odkleszczowa mozna zlapac nawet w Parku Skaryszewskim (cos o tym wiem, bo to park mojego dziecinstwa). A jesli do tego dodac fatalna atmosfera(wyziewy benzynowe, kurz zawierajacy spalone opony i opilki z klockow hamulcowych), przewalajace sie tlumy - to rozumiem,ze od jesieni witamy w piekle - ale Warszawa ma tez swoje uroki (niestety dosc gleboko ukryte)
Ale nie zniechecamy, bo do odwaznych swiat nalezy
Pozdrowienia
ciocia i wujek (tym razem bardziej ciocia)
Do Wojtka - jak się czujesz?!!
Zyczymy szybkiego zdrowia
cicia i wujek (tym razem po rowno)

Anonimowy pisze...

Wychodzi na to, że wszędzie dobrze gdzie nas nie ma :) ..poza tym życie chyba ogólnie jest "niezdrowe" ;)
Bromba! Zdrowiej chłopie, bo zaraz pół Polski zamartwiać się kurcze Twym osłabieniem będzie :)
Naleśnik

Anonimowy pisze...

i jedna trzecia ameryki :-)
olgita

Anonimowy pisze...

a my już w waw. zdrzenie z rzeczywistością trudne, ale do przeżycia ;) ściskamy gorąco!
aga i mały

ps. jakby ktoś z blogersów chciał dostać kompromitujące fotki z wyczynów bromby i mm w boliwii i na atacamie to dajcie znać na maila agasieminska@poczta.onet.pl

Anonimowy pisze...

Nasi podróżnicy dzisiaj wieczorem (u nas w nocy) jadą do Cuzco, a byli w Arequipie (?). Są zdrowi i zadowoleni, narzekają tylko na powszechne w Ameryce Płd. złodziejstwo, można bardzo uważać a i tak cię okradną :(
Miłego weekendu wszystkim Czytaczom (Wrocław już trochę jaśniejszy)- mama TJ

Anonimowy pisze...

To są chyba najlepsze foty jakie w tym blogu widziałem (odczucie czysto subiektywne, fotografik ze mnie bowiem żaden - na codzień trzepię foty typowym "głupim jasiem") :))) Talent narracyjny Kate też nabiera ewidentnych rumieńców (Bromba pozostaje enigmą)...Wychodzi na to, że jeszcze ze trzy okrążenia globu i stałymi korespondentami National Geographic zostaniecie :)
Jako zwykły "czytacz" tego bloga, dziękuję też naszym łącznikom za te "pozablogowe" newsy z trasy :)
Pozdrawiam
Naleśnik

Anonimowy pisze...

...ale zauważyliście że Bromba wciąż słabowity jakiś? Niby stoi pionowo, niby się uśmiecha, ale żeby Go MM na tej focie nie wspierała, to by się normalnie chyba wywalił na tego kaktusa. Cóż wart największy nawet macho ...bez dyskretnego wsparcia białogłowej ;)
Czujny-Naleśnik

Anonimowy pisze...

w ogole Bromba i MM wygladaja raczej podobnie na zdjeciu z kaktusem, te same okulary, usmiech, opalone twarze :-) nawet ubranie w tym samym kolorze :-) ale Bromba rzeczywiscie znacznie slabiej :-)
olgita

Anonimowy pisze...

Ach pięknie tam. Flora i fauna wspaniałe.
Wielkie całusy
Patrycja:)