piątek, 16 maja 2008

Arica

Tylko szybki meldunek. Z Calamy wyjechalismy ostatecznie tuz przed polnoca. Udalo mi sie przeczytac swiateczna (z konca kwietnia :)) od deski do deski. W autobusie padlismy jak muchy, obudzilismy sie dopiero tuz przed Arica. Krajobrazy wydmowo-pustynne, gdzies w oddali nieco ciemniejsze linie ulic i kropki domow w okolicznych wsiach. Arica bez zachwytu. Choc po czterech i pol miesiacach mam wrazenie, ze przestalismy doceniac miasta i o wiele bardziej porusza nas przyroda w stanie wzglednie wolnym od ludzkiej interwencji. Obejrzelismy kosciol i budynek (obecnie dom kultury) zbudowane z metalu, projektantem byl nie kto inny jak Eiffel. Potem jeszcze stara stacja kolejowa linii Arica - La Paz. Teraz tory kolejowe koncza sie dwadziescia metrow za budynkiem stacji, gina pod plotem i asfaltem ulicy. Hmm.. Prawie zaglada sie w przeszlosc. Na coraz bardziej rozsypujacym sie peronie powiewa stara tablica z wyblaklym napisem "Bienvenidos a Arica", a z drugiej strony "Feliz Viaje" (wybaczcie mi, jesli cos przekrecilam). Na torach stary wagon restauracyjny, w srodku zastawione elegancko stoly, znowu migawka z przeszlosci. Byl tez swoiski akcent - pacownik stacji gonil nas po korytarzach, zeby obwiescic, ze odwiedzil kiedys Bydgoszcz. Nie najlatwiejsza to nazwa do wymowienia przez cudzoziemca, wiec tym szersze byly nasze usmiechy.
Nad miastem goruje olbrzymia skala, na ktorej szczycie powiewa chilijska flaga. Pinochet, wielbiciel wojskowych monumentow, urzadzil tam miejsce pamieci chilijskich bitew morskich. My jednak, zamiast wedrowac na szczyt, zajelismy sie poszukiwaniem opcji na wyjazd z Aricy do Parku Narodowego Lauca, nie dosc nam jeszcze widokow atiplano, wulkanow i lam. Poszlismy do pierwszego biura, ktore sie otworzylo. Zapewne nie jest to najtansza opcja, ale za chwile ruszamy z powrotem na wysokosci :) Po drodze jeszcze muzeum z mumiami, o ktorych wspominalam przy opisie muzeum w Santiago. Tym razem mamy oberzec nie tylko starsze, czarne mumie, ale tez te "chirurgiczne" czerwone. Jutro bedziemy znowu na granicy zBoliwia, pojutrze powinnismy dotrzec do La Paz.
A o Ustce latwo tu sobie przypomniec. Port znacznie wiekszy, z wszechobecnymi kontenerami Maersk, ale jest woda po horyzont :) Tylko do drugiego brzegu znacznie dalej niz z Polski do Szwecji.
Mame Malego (witamy!) zapewniamy przy okazji, ze choc relacje moze skape, to jest sporo dokumentacji fotograficznej, wiec prosze po powrocie domagac sie sesji z dlugimi opowiesciami! Niech nadrabiaja ;)

7 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Pierwszy;-)
MK

Anonimowy pisze...

Drugi.. !? :))))
Naleśnik

Anonimowy pisze...

"..pacownik stacji gonil nas po korytarzach, zeby obwiescic, ze odwiedzil kiedys Bydgoszcz. Nie najlatwiejsza to nazwa do wymowienia przez cudzoziemca.."

Wymówił prawidłowo głoskę "szcz"? O... to musiał mieć spore braki w uzębieniu. Z kompletem by mu to raczej nie wyszło :))) Na takich "cfaniaków" którym się zdaje, że polski to nie jest trudny język, zawsze w odwodzie pozostaje nieśmiertelne pytanko: "..a Szczebrzeszyn?" :))))
Naleśnik

Ania J. pisze...

Kiedyś w polskich Tatrach, nieco zdezorientowane na szlaku z moją Strunią, zapytałyśmy przechodnia o drogę. Był Holendrem, drogę wskazał, a w międzyczasie opowiedział, że przez pół roku mieszkał w Piermiezliu... Odgadłyśmy o co mu chodzi, dopiero gdy na mapie pokazał nam Przemyśl. Tym większe ukłony dla Waszego przyjaciela ze stacji!
Sąsiadeczka

Anonimowy pisze...

Przypuszczam,ze premier Tusk albo jego zona tez czytaja Waszego bloga bo jak donosi nasza prasa podrozuja Waszymi sladami.Moze ich spotkacie ,koniecznie napiszcie o tym.
Pozdrowienia z Brugge (Belgia)
TatoJ

Anonimowy pisze...

Tato J!
Skoro juz tak blisko, zapraszamy do Brukseli,
M&P czyli Marysia :)

Anonimowy pisze...

jDziekuje za zaproszenie.Moj czas na Bruksele jest ograniczony do przesiadki na dworcu Bruksela Nord.W piatek wracam bezposrednim samolotem z Brukseli do Wroclawia.
Pozdrawiam-Tato J.