poniedziałek, 28 kwietnia 2008

Santiago de Chile

Poczulismy, ze jestesmy w Ameryce Poludniowej. (Rapa Nui jest bardziej polinezyjska, tylko ze zamiast po francusku, mowi sie po hiszpansku.) Santiago nie jest pieknym miastem, to na pewno. Widok z Parku Santa Lucia na miasto to morze blokow, nie moglismy sie oprzec skojarzeniu z Kijowem (tak!). Tylko po wschodniej stronie miasta nad blokami jeste jeszcze jedno pietro, przecinajaca niebo linia And. Pare rzeczy mozna jednak w Santiago znalezc, jak sie wejdzie w ten labirynt ulic. Jest szeroki, ludny plac de Armas, z niska, ciemna katedra, pieknym starym budynkiem poczty i magistratem. Jest chlodno, wiec nie zdecydowalismy sie na spedzenie po poludnia na gapieniu sie na ludzi z parkowej lawki. Zamiast tego udalismy sie do muzeow i musze powiedziec, ze wybor byl dobry. Pierwsze bylo Muzem Sztuki Przedkolumbijskiej i tam pare eksponatow-historyjek. Najbardzioej mi sie spodobala rzezba "grzyboludka". Opis informuje, ze grzyboludek ukazywal sie szamanom po zjedzeniu wyrastajacych na polach po deszczu malych grzybkach. Ma postac krasnoludka, ale szpiczasta czapeczka zastapil kapelusz jak u grzybow. Ten kto spotkal grzyboludka mogl liczyc na otzrymanie dobrych rad i podpowiedzi jak wydostac sie z klopotow. Nie napisali niestety, gdzie dokladnie te grzybki mozna znaezc. Deszcz mamy :)
Inny eksponat to mumie, troche ciekawy, a troche tajemniczy jak wszystko, co kojarzy sie ze smiercia. Okazuje sie, ze mieszkancy obecnych polnocnych regionow Chile (okolice Arica) przerabiali swoich niebvoszczykow na mumie zanim ktokolwiek pomyslal o tym w Egipcie, praktyke ta datuje sie na 5 tys. lat p.n.e. Na poczatku robiono czarne mumie, male, wygladajace jak lalka z maska zamiast twarzy i przykryta resztkami materialy, w srodku ma powiazane kosci z resztkami ziemii. W pozniejszym okresie byly mumie czerwone, efekt metody "chirurgicznej", ktora polegala na zamianie miekkich tkanek rozmaitym materialem - ziemia, galeziami, roslinami, piorami, popiolem. Po takiej wymianie, skore ponownie zaszywano igla wykonana z eukaliptusa. Cialo malowano na czerwono, twarz ukrywano pod maska robiona zwykle z gliny. Niesamowite sa te rytualy zwiazane ze smiercia, sa wlasciwie obecne wsrod wszystkich ludow - palenie zwlok w Indiach, "oltarzyki" w Laosie, podwojne pogrzeby u Aborygenow i pogrzbowe bogato rzezbione pale, wznoszone po smierci przodkow maoi na Wyspie Wielkanocnej, rozmaite praktyki pogrzebowe Indian Ameryki Pd. Narody cywilizowane wyoutsourcowaly smierc, do szpitali, zakladow pogrzebowych itd. Wsrod tych ludow to najblizsi osobiscie zajmuja sie zmarlym, jakby spedzajac z nim jeszcze czas w rozmaitych rytualach, zeby zapewnic mu przejscie do lepszego swiata, a jego ducha nie skazywac na wloczege i przeszkadzanie zyjacym (tyum w wiekszosci tych kultur grozi niedopelnienie rytualu pogrzebowego). Ma to na pewno tez znaczenie psychologiczne, oswaja ze smiercia i leczy po stracie.
Drugie muzeum, jak po podrozy w czasie, sztuka nowoczesna, czyli obrazy, rzezby, instalacje. Bawilismy sie swietnie, robiac zdjecia, wpisujac sie w przestrzen muzeum.
Ostatni przystanek to dom Pabla Nerudy, ciekawy, troche zwariowany jak sam Neruda. Imponujace zbiory gadzetow sluzacych do organizowania przyjec. Sekretne przejscie, ktore pozwalalo Mistrzowi Ceremonii wylonic sie "ze sciany" w nowym przebraniu ku uciesze zgromadzonych gosci. Ale sa i powazniejsze eksponaty zwiazane z polityczna dzialalnoscia Nerudy, zdjecia z Salvadorem Allende, wycinki z gazet, radziecka Nagroda Pokoju. A propos Nagrody Pokoju jest tez zdjecie Nerudy z Picassem w Warszawie, kiedy ten odbieral swoja nagrode.
Allende pozostanie tu bohaterem narodowym jeszcze na dlugo. Sporo tu swiadectw pogmatwanej, tragicznej i romantycznej wspolczesnej historii Chile. Obok palacu prezydenckiego stoi Pomnik Allende, slyszalam jak przechodzacy obok pan tlumaczyl swoim dzieciom, na oko siedmio-, dziesieciolatkom, kim byl Allende i co to jest spoleczna sprawiedliwosc. Na murach napisy "tutaj torturowano i zabijano, dlatego nigdy wiecej (nunca mas)". Na plocie Archiwum Narowodowego odcisnieta na murze podobizna jednego z "Zaginionych". Sporo tu jeszcze napiec, takich podskornych, wychodzacych na powierzchnie codziennosci, ktora wszystko wyrownuje. Jak na polce kiosku z turystycznymi pamiatkami - obok tandetnego popiersia Allende z wyraznym profilem i rogowymi okularami, zielona plastikowa twarz Pinocheta, w wojskowej czapce z zacisnietymi ustami. Chyba tylko na tej polce moga obok siebie trwac w takim spokoj.

Aneks. Historia najnowsza w Chile, co zreszta zrozumiale, jest ciagle zywa, szczegolnie ze tam, tak jak w Polsce, minelo zaledwie 18 lat od zmiany systemu, w celu upamietnienia ofiar Pinocheta i jego kamratow generalow, wzniesiono na cmentarzu centralnym Santiago pomnik, na ktorym umieszczono nazwiska ok. 3500 ofiar rezimu. Ulice Santiago sa rozniez mocno rozpolitykowane, a z napisow na murach mozna sie sporo dowiedziec o nastrojach mieszkancow stolicy Chile. Z drugiej strony zycie bywa czasami sarkastyczne i laczy postacie i charaktery, ktore za zycia by sie tego nie spodziewaly, tu na jednej polce obok siebie "zasiadly" popiersia socjalistow Allende i Nerudy oraz konserwatysty Pinocheta pogodzone komercjalnym wymiarem swojego losu.



Mala dygresja, Nalesnik slyszalem ze w Bialymstoku chca otworzyc muzeum kwintesencji i tego co najlepsze w ziemii Podlaskiej, popatrz w Santiago eksponaty do muzeum normalnie w oknie w knajpach maja, moze by kilka przywiezc i pokazac miedzynarodowy wymiar tej naszej wspanialej tradycji



14 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Znów jestem pierwszy? :))) Teraz to do kompa trzeba się kijem normalnie zaganiać. Właśnie pojawiają się tu liście na drzewach, śliwka w ogrodzie "łobsypała się kfiatuszkami", zawilce po lasach łanami kwitną - no raj! ..tylko na trawie leżeć i cumulusy liczyć :))) ..wiosna! Dla TatyJ i reszty wrocławiaków brzmi to chyba niewiarygodnie (u Was już po żniwach? ..jabłka w sadach zebrane?) ..ale to też Polska :)) Ze mną pracował kiedyś nawet stary gajus co twierdził, że Wrocław to już zagranica. Czemu pytam? Toż to "prastare ziemie piastowskie" ;) ale on na to "..panie! Czy to normalne by w Polsce, w kwietniu już bez szuby chodzić i nowalijki jeść?" ....opowiadał mi potem jak któregoś razu pojechali tam "w kwietniu sześćdziesiątego drugiego" na pogrzeb szwagra. Przepisowo! W kożuchach i uszankach :) ..bo tu zima sroga jeszcze była i śniegu do samych j.. znaczy się do pasa :) ..a tam zielono! ..ciepło i młoda sałata na stole. Na dzikusów z polskiej Syberii wyszli i odtąd dla niego Dolny Śląsk to już tropiki :) No dobra dość dygresji! Olgita Oni już w Twej strefie czasowej! Lada tydzień u w "Czykago" będą! Rób zapasy! Klej pierogi! Bromba potrafi zjeść :)
Pozdrawiam
Naleśnik

Anonimowy pisze...

We Wrocławiu właśnie magnolie przekwitły i jest bardzo pięknie. Świat został pomalowany soczyście zieloną farbą, no i wszystko kwitnie. Zatem Naleśnik nie ma co tak marznąć, tylko musisz nas odwiedzić.
Co do grzyboludka, to niezła historia. W liceum znajomi namawiali mnie na zbiór grzybków halucynogennych na wałach nad Odrą, na Biskupinie (dzielnica Wrocławia). Podobno pełno tam tego rośnie. Nawet jednemu tacie znajomego przytrafiła się taka jajecznica w grzybkami. Przyszedł do kuchni, a tam gotowy posiłek dziecko z własnej woli ugotowało, to się poczęstował...
Nie wiem co się po tym widzi, bo ja z tych nie próbujących wszystkiego i nikomu się jeszcze nie udało mnie namówić na takie ekscesy, ale przypuszczam, że grzyboludki nie należą do rzadkości - szczególnie po spożyciu.
Całusy z Wro
Pat:)

Anonimowy pisze...

Warszawa też jest ładna...!!!

Anonimowy pisze...

ze ja? i ze pierogi?? 'loboze'. w 'czykago' bedziemy zajadac hamburgery, hot-dogi i popijac zimna cole :-)) no dobra, moze zrobie jakas smaczna surowke z wiosennych warzyw (podaruje sobie moze grzybki :). ale zanim to, to goraco licze na spozycie jakiejs smacznej tequilii Don Julio lub piwa Modelo Negro (ewentualnie Corona) z Bromba i MM. oczywiscie zapraszam wszsytkich zainteresowanych!:) olgita.

Anonimowy pisze...

No stolica musi być ładna ustawowo, ale nasz Wrocław to dopiero coś. Dodam do opisu Patrycji, że ta świeżutka zieleń wprost upaja, rododendrony w ogrodzie botanicznym obsypane kwiatami różnej wielkości i w różnych barwach, fiołeczki, tulipany, wielkie kwitnące drzewa japońskich wiśni, niektóre odmiany magnolii też jeszcze w pełnym rozkwicie o kwiatach od jaśniutkich bladoróżowych po dużo ciemniejsze prawie fioletowe, a między tym wszystkim nasze pracowite pszczółki. No dość, bo tym bardziej na wschodzie będzie przykro :(
Serdeczności z Wrocławia - mama j.
ps. Patułka, idźcie koniecznie z Maćkiem do ogrodu, buziaki :)

Anonimowy pisze...

W tym Czykagowie, jak przystalo na polskie miasto, to MM i Bromba poczuja sie jak w domu!!! Na pewno gdzies na Jackowie mozna kupic "pierogi domowe";-) i jest taka knajpa "Szalas" zywcem z Zakopanego przeniesiona, Brombas brader wie gdzie...;-) to tam Brombe nakarmia!
No ale na pewno ani pierogi domowe, ani zaden szalas nie dorówna klejonym pierogom Olgity;-)

Anonimowy pisze...

przepraszam za dubeltową anonimowosc...! Uroków (nie tylko ustawowych;-) naszej pikniej stolycy bronilem oraz przekonanie w wyzszosc pierogow Olgitowych nad domowe z Jackowa wyrazilem - ja..!!
MK

kate pisze...

Olgita, przewodnik po Meksyku zakupiony, przecwiczylam swoj hiszpanski do granic mozliwosci zamawiajac go przez telefon. Ale sie udalo i jest! Chociaz mysle, ze do knajpy akurat trafimy tam albo na tzw. czuja albo.. za tlumem :)A co do urokow Wroclawia, to chyba maly rewanz :) za nasze opisy, Mama z tym ogrodem botanicznym to juz na dobicie. Jak to mowil nasz kolega po powrocie z USA po 8 latach (jezykiem starych czytanek): Polska to piekna kraina! Ach, i Dolny Slask tez ,)! MM

majka pisze...

;-)
nie macie pojecia jakie sliczne dywany z mleczy sa na kazdym trawniku we Wroclawiu
nic tylko polozyc sie i gapic w chmury i gwaizdy..
Kasiu i Wojtku dziekuje za uczte "fotek"

Anonimowy pisze...

Przyszywana Mamo:),
do ogrodu idę 2 maja i to na śniadanie o 8.30. Niezły plan prawda?
Wiosenne pozdrowienia dla wszystkich.
P.S. Tak, Warszawa też jest ładna. Będę tam za 2 tygodnie, to przeżyję drugi raz wiosnę. To się nazywa czysty zysk.
Serdeczności dla Wszystkich
Patrycja:)

Anonimowy pisze...

To Patułku, śniadanie będzie na trawie? Byle było słoneczko (Inti), może się z rana narodzi jak na wysepce słońca Isla del Sol na Tititaca :)
"Warszawa też jest ładna", hmm ... Jedziesz tam, to w czyją stronę ten ukłon pytać nie będę! Miłego popołudnia dla tubylców, a dla naszych podróżników chyba dnia!? - mama j.

Anonimowy pisze...

Przepraszam za pomyłke - Titicaca oczywiście :) - m j.

Anonimowy pisze...

Oj Kate, trzeba bylo z nami na hiszpanski w czternastce, a nie jezyk sasiadow szkolic. A co do Meksyku, nie zapomnijcie zajrzec na plac trzech kultur, wspiac sie na piramide Slonca i skosztowac kaktusa w sosie à la pieczarkowym (coby pociagnac temat grzybkow).
M&P
PS.W Brukseli tez juz pelna wiosna!

Anonimowy pisze...

tak tak, mimo mojej slabosci do tamtych stron swiata, stwierdzam kategorycznie, ze wiosna nie ma nic lepszego niz polonia:)
pozdrawiam z otwartego okna na ulice oleandrow:-)