czwartek, 27 marca 2008

Do Nalesnika

Kochany, naprawde przesladuje nas pech. Staramy sie, jak mozemy. Wlasnie teraz siedzimy przed komputerem w galerii sztuki aborygenskiej w Katherine. Jestesmy glodni. Ale nic to. Postanowilismy, ze blog przede wszystkim. Komputer ma nawet usb niezabudowany zadna szafka, ale niestety nie widzi ani aparatu, ani photobanku. A zdjecia na dowod naszej obecnosci w Australii zrobilismy wczoraj. Bylo juz ciemno, ale tablice parku sa odblaskowe :) Trzeba bylo tylko wysiadac z latarka i swiecic pod nogi, bo noca nie widac wezy. Dzisiaj jest bardzo australijski dzien, taki australijski-prowincjonalny. Wieczorem dotarlismy do 490-osobowej miesciny o nazwie Pine Creek. Rano udalismy sie na lokalna poczte, gdzie mieszkancy przyjezdzali odebrac swoje listy, widac nie ma listonosza. Potem do lokalnego muzeum kolei (historia jednej linii do nikad). Nastepnie 100 km na poludnie przez piekna sawanne. Na drodze pusto, tylko co jakis czas "roadtrainy" (ogromne ciezarowki ciagnace trzy albo cztery przyczepy) i campery. Skrecilismy do Parku Narodowego Katherine Gorge na kapiel pod wodospadami i rejs wsrod wysokich skal. Ok, a teraz juz jesc!!!

11 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Dobra dajcie sobie już spokój. Dokumentujcie swe wyczyny okazja by je tu wrzucić w końcu się chyba zdaży? Nic na siłę. Uczeni w piśmie mówią na to, że to "zła karma" i takie tam nowoczesne durnoty, ale tu po wsiach mówią na to prościej: "no PECHOZOL i tyle" ;) Tak na marginesie Waszych kłopotów myślę sobie, że mały, poręczny i nieźle oportowany palmtopik z WiFi to jednak by się Wam w tej Podróży przydał. On by zawsze "widział" ten aparat. Prędzej czy później byście też gdzieś jakąś niezabezpieczoną sieć wyniuchali. Jako i ja "na sąsiada" właśnie nadaję :))))))
Pozdrawiam i prosze się już nie stresować!!! Jak wrócicie zakupię "krzynke" jakiegoś napoju wyskokowego i osobisty pokaz fotek zamawiam. OK? :)
Naleśnik

Anonimowy pisze...

Nalesniku, starania sie oplacily i doczekles sie moze nie zdjec, ale posta adresowanego wlasnie do ciebie :-) no, przynajmniej daja znaki zycia i nie kaza nam czekac na relacje tygodniami. A to kwestia dni przeciez zanim przeczytamy o spotkaniu 'oko w oko' z kangurem :) a tak na marginesie, w chicago zima trwa juz pol roku i nie zamierza sobie stad isc. mam nadzieje, ze jak Bromba i MM tu dotra, temperatura wzrosnie choc do +5 stopni.. oby! pozdr.olgita.

Anonimowy pisze...

"..Nalesniku, starania sie oplacily i doczekles sie moze nie zdjec.."

Ok! ..toż już nie naciskam! :) Oczyma wyobraźni zobaczyłem bowiem czym to skonczyć sie może.. straszne rzeczy! ..posłuchajcie
"..Bromba i MM dowiedzieli się o zagubionej poczcie z internetem i "widzącym aparat niezklejonym otworem USB". Ale jest problem to jest gdzieś "pośrodku niczego", w głębi dzikiego interioru. Decyzja może być jednak tylko jedna! Jedziemy! Trzeba dać wątpiącym DOWÓD ŻYCIA ..Gnają więc tam bez snu, benzyna się wkrótce kończy, wody trzy kropelki w bukłaczku, ale nic to.. porzucają swego "wicked car'a" i zataczając się, w rozedrganym od żaru powietrzu idą w stronę tej majaczącej na horyzoncie pocztynki.. Muszą tam dotrzeć bowiem za wszelką cenę! Półprzytomni wpadają wreszcie do budynku, poczciarz w szoku.. pełen najgorszych przeczuć pyta dramtycznie - co się stało? ..katastrofa lotnicza!? aborygeni z bumerangami ścigają?! ... nie.. nie.. szpce ostatkiem sił MM ... POST.. muszę napisać post i zamieścić wreszcie jakieś FOTY, bo ten cholerny Nalesnik żyć nam nie daje.. po co był nam ten blog?! o my nieszczęśni ...Bromba stracił dawno przytomność. MM siada w pyle na podłodze i czule gładzi Go po skroniach, łza ścieka po Jej policzku.. no zgroza!"
Wojtuś Kasia ja nie chciałem! Żadnych fot! Żadnych blogów. Bawta się dobrze i tyle :)))))
Przerażony-swymi-wizjami-Naleśnik

Anonimowy pisze...

po prostu LOL :)
olgita

Anonimowy pisze...

Naleśnik,
a tam z pewnością czają się też krokodyle, które już ślinią się na widok tej smakowitej dwójki, dotkniętej gorączką naleśnikowego zamieszczacza zdjęć...
Witam po krótkiej nieobecności spowodowanej moim wyjechaniem służbowym.
Pat:)

Anonimowy pisze...

no właśnie, kto pamięta "Powrót do Eden"..., te krokodyle tam naprawdę są ludziożerne!!! Przez to przypomnienie krokodyli zaczynam z pewnym niepokojej traktować to że od paru dni nie dali znaku życia....
MK

Anonimowy pisze...

Bywa, że Wam bardzo zazdroszczę: piękne widoki, inni ludzie, smaki, zapachy itd.,ale jak czytam o wężach nocą to natychmiast przestaję:-)
Całujemy z czerwonej, bezpiecznej kanapy, gapiąc się na "Tańczące fortepiany" w tv;-)
sąsiadeczka

Anonimowy pisze...

;-)
no dobra
nie chce fot tez
chce WAS czytac!!!!!!
djacie znac chociaz jednym slowem
cmok
majka

Anonimowy pisze...

Kurde... może oni naprawdę do łba nabrali i tej poczty w dziczy gdzieś szukają? ;) Jako żem urodzony optymista, to wrogą działalność krokodyli jeszcze wykluczam. Brombuś! MM! Gdzie Was wcięło?! Może po prostu powinniście wejść do pierwszego z brzegu domu i rzec prosto z mostu: "Hello! We're from Poland! ..not Holland.. Poland! You know.. kielbasa, vodka, pierogi, Lech Walesa and JP2! We need your PC. Help us please!" ...może zadziała?

Naleśnik

Anonimowy pisze...

MM i Bromba!!
moga byc nawet ortografy ale NAPISZCIE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
majka

Monika Zawadzka pisze...

Świetny wpis. Będę na pewno tu częściej.