niedziela, 24 lutego 2008

Sajgon

To juz wiemy, skad wzielo sie to powiedzonko. Sajgon kipi energia. Na ulicy tlumy, noc rozswietlaja wszechobecne neony, to tez babski raj zakupowy na torebki i jedwabne sukienki. Ja jestem niezwruszona, nie bede potem tego nosic na plecach. W Wietnamie nie mozemy wejsc na bloga, nie pytajcie dlaczego, otwiera sie tylko strona do edycji :( skoro jednak widze, ze da sie umieszczac wpisy i sa wasze komentarze (ktorych nie moge jednak przeczytac), to mam nadzieje, ze strona nie zniknela.
Z Chau Doc ruszylismy, jak zwykle skoro swit, na zwiedzanie wioski lokalnej muzulmanskiej mniejszosci, mocno zreszta skomercjalizowanej, i rybiej farmy (nie dla wrazliwych na zapachy!). Wioska niekonieczna, ze sklepikiem dla turystow, i w gruncie rzeczy nieciekawym meczetem, za ktorym obowiazkowo rozciagalo sie ryzowe pole. Najlepsze byly kilkuletnie sprzedawczynie ciasteczek (po ok. 12 centow za jedno!), ktore nie odstepowaly nas na krok. Przy meczecie rozpoczela sie miedzy nimy prawdziwa bitwa o to, ktora pilnuje czyich butow (musielismy je zostawic przed meczetem). Nieodstepujaca Wojtka dziewczynka siadla na schodach sciskajac (oprocz tacy z ciasteczkami) wielkie wojtkowe trapery miedzy drobniutkimi kolanami. Slodycz na jej twarzy ustapila zacietosci, kiedy inna dziewczynka usilowala sie zaopiekowac moimi butami, a przeciez skoro ja z nim, to nasze buty tez pod wspolna opieka! Nalezalo jej sie przeciez. Strategia okazala sie skuteczna, bo Bromba skusil sie na ciasteczko :)
Rybia farma niezla. Wyobrazcie sobie dom na Mekongu, taki plywajacy parterowy dom wygladajacy zupelnie jakby go odcieli nozem od ziemii i polozyli na rzece. W podlodze ganku dziura - wejscie do podwodnej klatki-hodowli z kilkoma dobrymi tonami ryb. Taka jedna farma w ciagu roku sprzedaje 40 ton ryb! Zapach o odpowiednim natezeniu, ale trudno, pasja poznawcza ma swoja cene (po jakiejs godzinie mozna sie przyzwyczaic). Zreszta samo Chau Doc tez ma swoje zapachowe strefy, niewidzialne granice miedzy smazonym kurczakiem a surowa ryba, ryba suszona albo innym mulisto-wodnym zapachem. Ale najpiekniejsze na miejskich targach sa wielkie sloje z calym morskim uniwersum przerobionym dla kuchennych celow. Wygladaja troche jak poludniowoeuropejskie rakije, w butelkach o roznych kolorach, tylko zamiast gruszki jest osmiornica, ryba albo inne miekkie bialawe stworzenie, a zamiast miodu sos chili i soja. Maja tez ta zalete, ze nie pachna! Przemierzajac alejki rybiego targu staralam sie jak moglam nie dac po sobie znac, ze przeszkadzaja mi nieco to wonie, ale zdradzalo mnie chyba tempo marszu. Usmiechalam sie do sprzedawczyn i myk dalej - nie bylabym w stanie przelknac, jesli podalyby mi cos do sprobowania. Noc spedzilismy w malej wiosce gdzies w delcie, kompletnie nie wiem gdzie - jakies pol godziny lodzia od Can Tho. Rodzinny dom-hotelik, wart polecenia ze wzgledu na serwowane przez gospodynie kolacje. Jedlismy tradycyjne wietnamskie danie - ruloniki z ryzowego papieru, ktorych zawartosc kompnuje sie samemu ze smazonej w cebuli ryby zwanej "uchem slonia" (nie mam pojecia dlaczego), salaty, ogorkow, pomidorow, miety i ryzowego makaronu. Pycha! Od pierwszego posilku tuz po przekroczeniu granicy (na plastkiowych krzeselkach - wersja mini - ustawionych przy wozku-garkuchni) Wietnam wydal nam sie pod wzgledem kulinarnym dosc przyjemnym krajem :)
Dobra, zmykam, Bromba uchylil sie od pisania i poszedl spac, wiec ide odszukac nasz kolejny domo-hotel w labiryncie waskich uliczek. To pierwsza samodzielna proba, ostatnio wiodla nas tam przemila staruszka (w pidzamie), ktora byla pierwsza osoba, ktora poznalismy w Sajgonie. Dobranoc!

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Swoją drogą te piżamowe zwyczaje, bardzo ciekawe. Myślę, że macie z tym niezły ubaw.
U nas dziś było tak ciepło, że na spacerze ludzie chodzili w krótkim rękawku. Znaczy wiosna idzie i to na całego:)
Pat

Anonimowy pisze...

"na spacerze ludzie chodzili w krótkim rękawku. Znaczy wiosna idzie"
taaaa "wiosna". Niemal lato! U nas dziś też "upał" był. +5 :))) Ludzie chodzili w kurtkach ..z kapturami. Też Polska ...tylko po przekątnej. Banalne 600 kilosów. A co do pidżam. Wieczorem przebierają się w inną wersję tak "do snu" czy spią w tych samych?
Naleśnik