piątek, 22 lutego 2008

Chau Doc (Wietnam)

Jestesmy juz w Wietnamie i mamy za malo czasu. 5 marca lecimy z Hanoi do Bangkoku, zostalo nam 11 dni. Dwa dni bedziemy jeszcze jezdzic po delcie Mekongu, pojutrze wieczorem jestesmy w Sajgonie i stamtad juz dalej na polnoc. Wietnam oferuje kilka por roku - na poludniu srodek lata, na polnocy wczesna wiosna - od spotkanych w Kambodzy Polakow wiemy, ze zatoka Halong zimna i w chmurach. Nic to, i tak chcemy ja zobaczyc.
Ale wracam do tego, co bylo. Z Siem Reap do Phnom Penh popolynelismy lodzia. Cena byla 5 razy wieksza niz za autobus, ale wiemy juz dlaczego. Widoki piekne: sklecony z drewnianych lodek-domkow port pod Siem Reap z wszechobecnymi w Kambodzy sprzedawcami bagietek (tak! tyle zostalo po Francuzach oprocz dwoch podstawowek i jednego liceum), rybacy zarzucajacy sieci, ciagnace sie wzdluz brzegu domki na slupach, szalejace w plytkiej wodzie dzieciaki. No i mozna rozprostowac nogi, posiedziec na pokladzie i chlodzic sie pedem powietrza, czytac ksiazke. Udalo mi sie dostac zupelnym przypadkem w Phnom Penh ksiazke, o ktorej dzien wczesniej pomyslalam, ze niepotrzebnie zostawilam ja w Warszawie. Nie zabraklo tez kawy, proszek z torebki i woda z termosu, pewnie za dolara. Ale po Lao coffee (mocna kawa 'po turecku' z gestym slodzonym mlekiem sojowym na dnie szklanki) nie grymasze na kawe z torebki. Czego chciec wiecej? (Bromba tez znajdowal sie na tej lodzi :))
Potem Phnom Penh. Chcielismy tego samego dnia zobaczyc jeszcze Palac Krolewski i Srebrna Pagode, wiec zrzucilismy plecaki w hotelu (ktory notabene byl kolejnym przykladem na to, jak zgubny wplyw na jakosc i cene ma rekomendacje Lonely Planet) i z powrotem do centrum Phnom Penh. Palac piekny, ale prawde powiedziawszy nadokladniej zapamietam z tego zwiedzania, ze hierarchia potrzeb (Marlowe'a?) to doglebnie prawdziwa w swej prostocie konstatacja na temat ludzkiej kondycji. W sali koronacyjnej bylam juz bardzo glodna, przy domku Napoleona III tragicznie glodna, a po wyjsciu ze Srebrnej Pagody napisalam wielkimi literami na mapie kompleksu palacowego "wielki glod Malego Mongola" i pokazalam Brombie z najbardziej sugestywnym wyrazem twarzy, na jaki moglam sie zdobyc. Troche pomoglo, ale i tak musialam Wojtka dopingowac w zwiedzaniu. Zapamietalam wiec z Palacu swoje marzenie o smazonym ryzu z warzywami, wydrazony pien z kwiatowa rabatka, bo skojarzyl mi sie z Pat, ach i jeszcze to, ze w domku pomiedzy 'bardzo glodna' a 'tragicznie glodna' wystawione byly stroje Krolowej - jeden na kazdy dzien tygodnia, zawsze z biala bluzka. Biedna kobieta, zmnienial sie tylko kolor pumpowatych spodnico-spodni. Musial to wymyslic jakis facet.
Kolejny dzien byl lekcja historii. O tym dlugo by mozna mowic. Wybralismy sie do wiezienia S-21, miejsca najgorszych tortur dla w wiekszosci wyimaginowanych wrogow rezimu Czerwonych Kmerow. Potem pola smierci, gdzie przeprowadzano egzekucje wiezniow z S-21. W tej chwili to kilkanascie zaglebien w ziemi pozostalych po odkopanych dolach i wieza wypelniona czaszkami ofiar. Najdziwniejsze dla nas bylo jednak to, jakim komentarzem opatrzone byly oba miejsca. Wlasciwie byl to brak komentarza - garsc suchych faktow bez proby wyjasnienia przyczyn czy dokonania oceny. Mowa o ofiarach, ale kaci nieliczni, niewyrazni, pozostaja laskawie ukryci za niewiarygodnymi wyjasnieniami, nie wykazujacy zalu. Jakby nie bylo wczesniej nic, potem pojawil sie zly Pol Pot i niemal w pojedynke wybil jedna czwarta narodu. Podobny w przekazie byl pokaz filmowy, ktory widzielismy poprzedniego dnia wieczorem w malej salce nad jedna z knajp na ruchliwej promenadzie nad Mekongiem. No moze z ta roznica, ze w filmie wystepowal tez krol (ten sam teraz, co i wtedy), ktory glownie ubolewal nad losem swojego narodu, nie oferujac ani pol odpowiedzi na temat swojej dwuznacznej roli w czasie trwania rezimu. Wczoraj wieczorem widzielismy tez drugi film - tym razem zachodniej produkcji. Jego glownym narroatorem jest byly wiezien S-21, ktory wraca do tego miejsca w towarzystwie bylych straznikow, czyta raporty z przesluchan, zadaje niewygodne pytania. Jego rozmowcy dziwnie otepiali: "musielismy", "bylismy mlodzi i wierzylismy w rewolucje". Ale on nie przestaje, pokazuje raporty, przypomina, ze wsrod wiezniow byly zupelnie male dzieci, bo (cytat) "chwasty wyrywano z korzeniami" (tj. podejrzanego przywozono z zona, siodemka malych dzieci, rodzicami). W pewnym momencie pada doskonala kwestia (niedokladnie): "Ale przeciez to nie jest jak wdepnecie w kaluze - zmoczysz sobie nogawki, ale jak wyschna, mowisz ze nic sie nie stalo!". Z drugiej strony milczenie. To czesc Kambodzy, ktora kompletnie nie miesci sie w glowie - i to, ze to wszystko sie stalo, i to, ze post factum nie bylo jakiegos nazwania rzeczy po imieniu, uporzadkowania zlego i dobrego w zbiorowej swiadomosci, jesli wiecie, o co mi chodzi. Pewnie latwiej powiedziec niz zrobic, ale mimo wszystko te napisy w muzeum sa uderzajace w swoim braku tresci, w swojej powierzchnownosci - jest suchy fakt i emocjonalny frazes (przepraszam, moze troche za mocno), ale pomiedzy zadnego rozumowania, zadnej analizy. Taka II wojna swiatowa bez Norymbergi.
I taki Phnom Penh. Jakos nie bardzo moge teraz pisac o sprzedawcach drobnych muszli, happy pizzach i calym mikroswiecie kambodzanskiej stolicy. Ani o naszej wodnej drodze do Wietnamu. To moze juz z Sajgonu?
Ps. Moze Brombie uda sie dzisiaj wrzucic kilka zdjec? Wczoraj probowalismy bez skutku, moze wietnamskie lacza szersze :)

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

no to znowu ja zacznę;-)
jak to nie macie czasu....?? myślałem, że po to pojechaliście dookoła świata żeby właśnie mieć czas...?;-)
Bardzo polityczny wpis, zaangażowany! Mi jako urodzonemu homo politicus się podoba! Tak se myślę, że może te suche napisy jednak są na miejscu? Tak jak w ten tekst z Opowiadań Borowskiego "Między jednym a drugim kornerem zagazowano 3 tys. ludzi"... Może to lepsze niż jakieś wydukane "przepraszam"... Niestety żeby być blisko takich nierozliczonych okrucieństw z przeszłości (oby tylko) to z naszej cześci świata nie trzeba się ruszać!!! Więc Mały Mongole w czasie podróży chwytaj te bardziej jasne strony świata...;-)

Anonimowy pisze...

"..Więc Mały Mongole w czasie podróży chwytaj te bardziej jasne strony świata.."
Popieram w pełni. Dajcie sobie spokój z tą polityką, zawsze mroczną akurat tam historią i wogóle całym tym "poprawianiem świata" :) Chyba za bardzo macie to wszystko "rozplanowane". Za serio do tego podchodzicie. Zwiedzać coś z musu? Bo w Lonely Planet napisano, że "trzeba koniecznie zobaczyć"? Na głodniaka do tego? Kasiu. Dobre "papu" i godzinka "nicnierobienia" w ładnych, tropikalnych okolicznociach przyrody jest czasem bezcenna... za resztę zapłacicie kartą :))))) więcej luzu ....i fotek!!!
Naleśnik

Anonimowy pisze...

Człowiek to dziwny gatunek zwierzęcia, zdolny stety i niestety do wszystkiego.
A odwiedzać takie miejsca trzeba, żeby nie wyprzeć z pamięci. Bo to i tysiące innych okrucieństw na całym świecie miały i mają miejsce, i trzeba mówić, że to jest złe.
Dobra skończyłam, ten wątek:)
Kasiu, a jakiegoś robala już jadłaś? Podobno człowiek głodny zje wszystko? To może przez przypadek trafiła się Wam jakaś bździągwa łaziorna z rusztu?
Całusy
Pat:)

Anonimowy pisze...

Dobrze, że młodej prawniczce tak trudno zaakceptować zbrodnie i ofiary, bez ukarania i napiętnowania katów. Mnie wzruszyłaś.

Na Szlacheckiej grypa! Robimy konkurs: komu do meczu Radwańska-Szarapowa najbardziej spadnie gorączka. Zaczęło się od Witka na razie skończyło na mnie. Tylko Jakubek ozdowiał w jerden dzień (wiadomo...złego licho...;-) Przydałyby się Wasze maliny:-)
sąsiadeczka

Anonimowy pisze...

to wychodzi 9 dni na cały Wietnam? hmmm to rzeczywiście jest to mniej niż mało czasu.
Natomiast nie zapomnijcie w Hanoi o słynnym narożniku Bia Hoi, 40 groszy za szklankę złotego napoju naprawdę robi wrażenie :)
Jola Z (S)

Anonimowy pisze...

sąsiadeczek pisze i marudzi: Pamiętacie o moich znajomych z Wietnamu. jak tylko dotrzecie do stolicy, szybko dajcie znać, a macie zwiedzanie i pobyt free. jutro wysyłam Wam numer tel. do ojca mojej znajomej.
P.S Czekamy na Was z Witią (dziś trzeźwym, bo chory i bierze antybiotyk.)