czwartek, 31 stycznia 2008

no i tesknie troche za Indiami

Moja Mama to przepowiedziala. Choc Tajlandia jest o wiele blizsza naszemu "cywilizowanemu" swiatu niz Indie i tak milo bylo znalezc sie znowu w swiecie, gdzie wszystko dziala mniej wiecej tak jak u nas (prosze to odczytywac bez zwyczajowej dawki polskiego fatalizmu), to jednak ciagle jestem jeszcze tam. Moze to zasluga lektury - ciagle jeszcze wolne chwile poswiecam cytowanemu Tully'emu, opowiesciom o indyjskiej polityce, religii z duzo dawka zywych opisow codziennego zycia, ktorego spora czesc znam juz z wlasnego doswiadczenia.
Tajlandia jest oczywiscie piekna. Ma wspaniala architekture - slynne dwuspadziste dachy z pieknymi wykrzywionymi, skierowanymi w gore wykonczeniami (przydaloby mi sie teraz fachowe slownictwo Oli T. :)). Niezapomniany byl, polecany szczegolnie przez Julke, dom Jima Thompsona w Bangkoku. Spelnienie domu idealnego: polozony w gestym zielonym ogrodzie, pomalowany na zewnatrz na gleboki czerwony kolor, w srodku kroluje ciemnobrazowy teak. Wnetrze samo w sobie jest surowe i wlasciwie dosc proste, ale meble, lampy, poduszki, rzezby i obrazy wypelniaja je, dodajac koloru i wypelniajac przestrzen w idealnym stopniu, w punkcie rownowagi pomiedzy ascetycznym spokojem a przytulnym tlokiem. Salon otwiera sie na drewniana werande z widokiem na rzeke. Nic tylko wskoczyc na tkane poduszki fotela z ksiazka (kate) lub gazetka (wojtek)! Ach zapomnialabym, domy tutaj budowane sa na na drewnianych balach - otwarta przestrzen nieistniejacego parteru przyjmuje wode w czasie przyplywu, powodzi czy intensywniejszych opadow, a na codzien spelnia funkcje gospodarcze, zaspokajajac ludzka potrzebe zbieractwa.
Wczoraj wybralismy sie na przejazdzke motorem po wyspie. Pierwszy podjazd pod stroma gorke (zeby wydostac sie z plazy) byl dosc niepewny (choc oczywiscie ani wojtek, ani ja nie dalismy niczego po sobie poznac), ale wojtek szybko opanowal nasz srodek transportu i po tradycyjnym "nic sie nie boj, ja sam w strachu" calkiem spokojnie przemierzalismy gorki i dolki po kretych lokalnych drogach, pomiedzy plaza a gorzystym wnetrzem wyspy, a nasz jednobiegowy motoro-skuter rozpedzal sie nawet do 40 km/h pod gorke! A wzniesienia tu niczego sobie - jak w Sulistrowiczkach (Nie-Dolnoslazakow odsylam do mapy: na poludnie od Wroclawia w strone Swidnicy :)) i prawie tak samo tu pieknie, w Sulistrowiczkach jednak dalej do plazy (nie trzeba za to wizy, zeby sie tam dostac, wystarczy zadzwonic do Taty Janyszka, zeby sie upewnic, ze gospodarz bedzie na miejscu. Najlepiej zapytac od razu, czy bedzie tez Mama Janyszek, co daje wysokie prawdopodobienstwo uzyskania takze dobrego wyzywienia).
Wracajac jednak do motoru, okrutnie bolesne bylo wsiadanie i zsiadanie z uwagi na nasza sciagnieta i spalona skore. Poniewaz juz jest po wszytkim, moge sie uczciwie przyznac, ze po pierwszym dniu biegania po plazy, kapieli i czytania na lezaczku dostalam udaru cieplnego, czym powaznie wystraszylam i siebie, i Wojtka. Uspokopilismy sie dopiero po internetowej diagnozie objawow, w takim klimacie pierwsza mysl spanikowanego mozgu przy wysokiej goraczce i dreszczach to malaria, nawet jesli bardziej przytomna czesc mozgu podpowiada, ze o tej porze na poludniu Tajlandii malarii nie ma. W kazdym razie sprawa nie jest zbyt przyjemna, dostaje sie dreszczy i wysokiej goraczki (tak pod 39 st.). Trzeba oczywiscie robic wszystko, zeby wyciagnac z organizmu jak najwiecej ciepla: czyli klimatyzacja w funkcji zamrazarki, oklady z przemoczonych zimna woda recznikow i zamrazanie przelyku zmrozona do dolnych granic stany cieklego woda. Wsytarczy powiedziec, ze dla kogos tak cieplolubnego jak ja jest to dostatecznie proporcjonalna kara za glupote.
O, pojawil sie Wojtek. Ucial sobie po sniadaniu drzemke. Powiedzialabym, ze marna to rekompensata za sen bezpowrotnie utracony kosztem nocnej pogawedki przy whisky z naszym szwedzkim sasiadem Anderszem (Bromba ma w tej kwestii ewidentnie gleboko wpojone wzorce zachowan, dobrze powiedziane: "gleboko wpojone" ;)). Ale sen napewno slodki - po wczorajszym wyznaniu Adersza, ze musi placic 64% podatku!
Dobra, uciekam na druga czesc motorowej wyprawy po wyspie. Jutro wracamy do Bangkoku i jedziemy dalej na polnoc Tajlandii. Po tylu opowiesciach o Wietnamie, do ktorych dolaczyla sie Ania, nie moge sie doczekac momentu, kiedy znowu ruszymy w droge!

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

zajrzyjcie tutaj jesli znajdziecie chwilke wolnego czasu.
Po wczoraszej lekturze Waszego dziennika pokladowego dzisiaj jestem w krotkim rekawku bo jest mi cieplo - chyba Kata oddala troche swojego.
buziaki - majka

Anonimowy pisze...

No to ładnie się załatwiłaś. Może jednak kupisz sobie krem z filtrem tak 60 co najmniej i będziesz nosić coś na głowie? A no i jeszcze pij dużo wody.
Pat:)

Anonimowy pisze...

Szukałam w internecie zdjęć domku Jima Thompsona (a raczej 6 połączonych tajskich drewnianych 200 letnich domków), które oddawałyby Twój opis, ale nie udało mi się. Może Wy przywieziecie lepsze? Póki co mogę się wirtualnie przenieść do tych całkiem sympatycznych znanych mnie.
Pamiętajcie o kapeluszach ;)
Buziaki - m