wtorek, 22 stycznia 2008

Kalkuta

Moi drodzy Maly Mongol tak sie zmeczyl pisaniem ostatnich postow i tlumaczeniem ze niestety cywilizacia do Indi dotarla, ale nie w pelni ze oddal klawiature, bez walki, Brombie:) Niestetu musze naszych szano0wnych czytelnikow ponownie rozczarowac i oznajmiz ze zdjec niestety dzisiaj ponownie nie bedzie, moze uda sie uzupelnic nasze posty z Bangkoku.

Wracajac do podrozy, po kolejnym nocnej przejazdce sleeperem, okraszona atrakcja w postaci nocnej zmiany wagonu, niestety zajelismy nie swoje miejsca, jak widac pomimo prawie 3 tygodni podrozy indyjski system kolejnictwa objawia nam nowe meandry, dotarlismy do Kalkuty. (za sam sie zdziwilem, ze mozna tak wilokrotnie zlozone zdanie napisac:))

Miasto wbrew swojej slawie nie epatuje tak bardzo bieda jak mozna by sie spodziewac, wrecz jest chyba jednym z najzamozniejszych jakie w trakcie tej podrozy przyszlo nam odwiedzic. Po trudach podrozy zdecydowalismy sie dzisiaj ograniczyc nasz program zwiedzania i wybralismy sie tylko do swiatyni Kali, Victoria Memorial i na wyrazne zyczenie Malego Mongola do Pizza Hut.

Wizyta w swiatyni byla niesamowita, ewidentnie Shiva nie wygonil kupcow ze switynie bo stragany wdzieraly sie z kazdej strony. Oczywiscie przy wejsciu znalazlo sie kilku chetnych do oprowadzenia przewodnikow, ktorzy towarzyszyli nam w zwiedzaniu pomimo naszego braku zainteresowania. Jeden z nich zaprowadzil nas pod sam posag Kali, gdzie za marne 100Rs (oczywiscie nie obylo sie bez targowania, bo stawka wyjsciowa byla 100 od glowy, ale nie byli w stanie polemizowac z argumentem ze bromba trzyma kase i wiecej nie bedzie) brahmin ozdobil man czola pomaranczowa kropka i kazal powiedziec skaladajac rece i klaniajac sie w strone posagu "namaste Shiva, namaste Kali" co w naszej chrzescijanskiej wersji bylo by czyms w stylu "czesc Jezu, czesc Maryja":). W calym zamieszaniu towarzyszyl nam tlum rozekscytowanych hindusow wykonujacych te same rytualne gesty a takze popijajacych wode z bijacego w swiatyni zrodelka (kaska nie skorzystala z propozycji brahmina) palacych kadzidelka, rzucajacych kwiatki. Cikawostka byl stan podlogi w swiatyni, przed wejsciem obowiazkowo musielismy sie pozbyc obowia, zastanawia mnie w jakim celu gdyz tego co zalegalo podloge nie mozna okresilic delikatniej niz syf. Ostatecznie udalo nam sie wydostac z tej atrakcji religijnej, przed ktora dogonil nas kolejny czlowiek i twierdzac ze jest brahminem zarzadal oplaty w wysokosci 100 Rs.

Dla odmiany Victoria Memorial stanowi przyklad architektury kolonialnej, przywodzacej na mysl czasy panowania brytyjczykow. Budenek otoczony sporym parkiem stanowi sympatyczny azyl, odpoczynek od szalonego mieskiego tlumu, ulicznego ruchu i wszeogarniajacego dziwieku klaksonow.

Maly Mongol pogania mnie i kaze juz konczyc, nastepna relacja pewnie za 2 dni z Bangkoku, postaramy sie wtedy wrzucic zdjecia i uzupelnic poprzednie posty.

Ach zapomnialbym, wasze posty sprawiaja nam pewnie niemniejsza radosc niz wam nasze opisy, wiec kazdorazowo wizyte na blogu zaczynamy od czytania waszych wiadomosci.

10 komentarzy:

Anonimowy pisze...

tym razem to ja, pieeeeerwsza!

gazety trąbią, że w indiach panuje rozpacz po załamaniu na giełdach - cos zauważyliście? trzymam kciuki, żeby zdesperowani hinduinwestorzy nie chcieli się odkuwać na turystach:-)

czekam na zdjęcia i pozdrawiam z miasta błota pośniegowego:-)

Anonimowy pisze...

Znów pierwsza!Tym razem dlatego, że chłopcy juz spią (pierwszy z racji wieku, drugi z racji oglądania od kilku dni od 2 do 5 rano Australnian Open, bo Radwańska idzie jak burza!)
Poza niedosypianiem, mamy się wspaniale, nadzywczaj jak na Waszą nieobecność. Zdarzyło mi się tez już dwukrotnie wbiec do Witka bez zapowiedzi, w pilnych sprawach (żadne szpiegowanie!), dzięki czemu zaświadczam, że i Wasz dobytek ma się znakomicie:-)
Całusy

Anonimowy pisze...

W trakcie pisania...straciłam palmę pierwszeństwa i złoty medal:-)
Kłaniam się lepszym:-)
Krachem w Indiach bym się nie przejmowała, co Hindusi stracą na giełdzie, to wyłudzą od Kasi...

Anonimowy pisze...

Zegnamy w Indiach,do uslyszenia w Tajladii.Dziekujemy za wspaniale reportaze i czekamy na zdjecia tato.PS Dzisiaj z Agata i Marcinem bylismy w Tunezji(pokaz slajdow z ich wyprawy rowerowej na Sahare).
I tez smutna wiadomosc,w czwartek zginal na Ziemii Ognistej wroclawski podroznik Wlodek Szczesny wlasciciel sklepow Skalnik przy ulicy Ladnej .

Anonimowy pisze...

Ja sie Was pytam jak lokalne jedzenie, jak aromaty i ciekawostki smakowe, a Wy do Pizza Hut chodzicie?
Kurcze ja jutro chyba też pójdę... i poczuję się jak w Kalkucie, rety ale będzie światowo:)
To jest myśl...
Pozdrowienia z dżdżystego Wrocka.
Pogoda tu, to jest jakaś masakra, pada pada deszcz.
Pat:)

Anonimowy pisze...

Ja też dopominam się o wątek kulinarny. Niewyobrażalna (podobno :)) ilośc smaków, zapachów, bogactwo przypraw, a wy ani słówkiem... Czemóżto? Temat kuchni indyjskiej okazał się aż tak mało interesującym, nie wartym wzmianki choćby w kilku słowach?
Pozdrowienia
czekam na Bangkok
no i zdjęcia, zdjęcia!

Anonimowy pisze...

To byłam ja, marta :)

Anonimowy pisze...

jedzenie rzeczywiscie jest ciekawym tematem; nie wiem czy byliscie kiedys w jednej z warszawskich restauracji indyjskich; jezeli tak, to jestem b. ciekaw czy rozni sie jedzenie serwowane w wawie od prawdziwego indyjskiego (chociaz to pewnie zalezy od regionu); na mnie szczegolne wrazenie w wawie robi bogactwo dan z curry (baranina, kurak) oraz ser wypiekany w stylu tandoor (piec) a nie mialem okazji porownac z oryginalnym indyjskim :((
bawcie sie dobrze w bangkoku (ale uwazajcie z kim; podobno tam czasami trudno odroznic faceta od kobiety ;))
art

Anonimowy pisze...

no wlasnie, a propos, wczoraj wpadlam w tv na program o indyjskich androgynicznych hijras... troche ciarki przechodzily po plecach, gdy to ogladalam... choc ponoc spotknie z nimi przynosi same pomyslnosci i szczescie. dajcie znac, czy mieliscie przyjemnosc :)

Anonimowy pisze...

Kochani, Wasza podróż staje się coraz bardziej ekscytująca - czytamy z wielkim zainteresowaniem Wasze dowcipne wpisy. Dołączamy się do próśb o wątek kulinarny (ale niekoniecznie wspomnienia z hiduskiej wersji Pizza Hut).
Całujemy
Ciocia i Wujek