czwartek, 3 stycznia 2008

Mumbai

Dotarlismy! Pierwsze pozytywne wrazenie to temperatura powietrza, zwlaszcza po zimnych i wietrznych Helsinkach (wypad z lotniska w ciuchach wersja raczej jesienna niz zimowa...). Na lotnisku w Bombaju od razu dalo sie odczuc, ze przekrocylismy granice dwoch swiatow. Budynki wymagaja juz face-liftingu, czuc zapach od dawna nieczyszczonych filtrow w klimatyzatorach. Ale milo i bezproblemowo przekroczylismy za to granice Indii - pierwsza wiza podbita. No i wsiedlismy o taksowki. Tu juz pelna Azja, klaksony uzywane sa do zasygnalizowania niemal wszystkiego: "uwaga, dojezdzam do skrzyzowania", "uwaga wyprzedzam z lewej", "uwaga, jade, wiec sie nie wpychaj". podzial na pasy tez dosc umownie traktowany.

Hotel New Bengal wyglada znacznie gorzej niz w internecie, ale specjalnie nas to nie zaskoczylo. Nasz "deluxe room" nie ma okna (co wbrew pozorom jest zaleta, halas z ulicy raczej nie pozwolilby nam usnac). Za to jest klimatyzator, wielki wiatrak na suficie i (uwaga, uwaga!) nasza wlasna lazienka - postanowilismy nie zaczynac od razu od "dorm beds", ani wspolnej lazienki.
Po odsypianiu lotu, spacer po Bombaju i od razu kilka fotek:

Gateway to India - wybudowany w 1924, zeby upamietnic wizyte Krola Jerzego V.




Ogolnie jest dosc brudno, no i wlasciwie ciagle poruszamy sie w tlumie Hindusow. Zebracy jak dotad nie daja sie nam zbytnio we znaki, mamy naturalna zdolnosc ignorowania ich, wiec nie jestesmy latwym lupem (no moze poza moneta 2 euro, ktora wyludzil od nas pan doprowadzacz-do-taksowki/pakowacz-bagazu, ale wzial nas z zaskoczenia). Towarzyszy nam nieprzerwanie zapach kadzidel, przypraw i innych kuchennych i ludzkich zapachow. Zycie wlasciwie odbywa sie tutaj na ulicy, pod stopami przechodniow - wzdluz linii budynkow ciagna sie linie malych straganow, kocy z malymi dziecmi, pucybutow, kuchni polowych i sprzedawcow soku z trzciny.
Po drodze z lotniska mnostwo slumsow z domkami skleconymi z byle czego i pietrowo, zanim jeszcze sie je zobaczy, juz czuc, ze zblizasz sie do dzielicy biedy. Ale sa tez bogate dzielnice, czasem od razu po drugiej stronie ulicy zza plotow wylania sie uporzadkowany swiat apartamentow, przystrzyzonych trawnikow i portierow w liberiach.
Przemierzylismy dzisiaj spory kawalek poludniowego Bombaju, czyli dzielnice Colaba i Fort. Wojtek od razu wciagnal nas w labirynt handlowych uliczek, gdzie co roz pod nogami dziecko, koza albo rozlozony na kocu czy wprost na ziemi towar - zielenina, elektronika, bizuteria, no i bez liku szali, chust i dlugich spodnic.
Jutro pewnie Elephanta Island - pierwsze spotkanie z Budda.

11 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Nono.... szybcy jesteście. A u nas jest "prawie" snieg....

Anonimowy pisze...

Śnieg prawie, za to mrozy na serio... :-). Już myślałem, że Wojtas w Indiach został porażony darem barwnego opisywania a tu się pod koniec okazało, że to jednak Mongoł... no cóż, może po spotkaniu z Buddą...

Anonimowy pisze...

Skarbki Nasze! I co, trzeba było pół świata przelecieć, żeby tak się męczyć? Jakubek prosi o foty Wojtka w takiej niebieskiej, długiej kiecce ze zdjęcia:-)Alek sam przeczytał fragment bloga!
Całuchy

Ania J. pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Anonimowy pisze...

Fajna jest podrusz dookoła śfiata?

Anonimowy pisze...

Fajowo:), widzę że będziemy mieć bardzo miłą lekturę przez następnych kilka miesięcy.
U nas jest zima więc musi być zimno, ale jakoś co roku trudno mi się z tym pogodzić.
Ale jak patrzę na pierwsze Wasze wyprawowe zdjęcia, to jakoś tak od razu cieplej.
Pat:)

Anonimowy pisze...

Chwalcie się dobrą pogodą, chwalcie... ja dopiero co włosy obciąłem i pizga mi po głowie przy tych mrozach, oj pizga ;-> Przed chwilą byłem na piwku u sąsiadów i tak jak dziwnie bez Was...

Anonimowy pisze...

Bez Was jakoś tak sie mało piwka pije:(

Anonimowy pisze...

No to najgorsze (pakowanie) juz za Wami :). Niniejszym chcialbym zlozyc petycje o umieszczanie na fotkach Waszych postaci wraz z widocznymi twarzami, co umozliwi identyfikacje po powrocie w przypadku pojawienia sie istotnych zmian w aparycji oraz uwiarygodni Wasza eskpade. Obecnie zachodzi bowiem podejrzenie, ze ta podroz nie ma miejsca, a fotki sa przeklejone :). Bawcie sie dobrze!

Anonimowy pisze...

Właśnie, dobry pomysł z tymi twarzami. Pół świata Wam kibicuje, a może tak na prawdę to Wy właśnie przebywacie w Kurniku pod Poznaniem, a foty ściągacie z agencji foto. I taka to wyprawa:)?

Anonimowy pisze...

pierona! Tylko się odwróć, a już do Indii ich zaniosło. Zdaje się wczoraj u babci pierogi pożerali :) Z lekka przegapiłem początek wyprawy. Cieplutko tam? A ja cholera odmroziłem w lesie mały palec i teraz mnie tak "kręci", że czasem aż na sekator łaskawym okiem spoglądam by problem definitywnie rozwiązać ;) Pozdrawiam i bede Was tu "śledził" :)
Sebastian "Naleśnik-co-ognisko-szybko-rozpala" ;)